„Życie mamy jedno i lepiej jest coś zrobić, niż siedzieć na kanapie. Nawet jeśli się nie uda, to warto wyciągnąć z tego wnioski, niż potem żałować, że się nie spróbowało” – mówi Marcin Hakiel – tancerz, choreograf, przedsiębiorca.
AŁ: Planował Pan swoją przyszłość związać z tańcem? Czy u Pana w domu tańczono?
MH: Nie planowałem swojej przyszłości z tańcem. Na pierwsze zajęcia w szkole tańca wybrałem się, ponieważ mój kolega z ławki tańczył, więc nie kryje się za tym żadna historia. Co więcej, mnie na początku zupełnie nie szło, ale się nie poddawałem. Dopiero mając 13-14 lat, zacząłem osiągać pierwsze sukcesy.
AŁ: Czy wtedy poczuł Pan, że to jest to?
MH: Nie, ja zawsze lubiłem chodzić na treningi, ale po prostu mi nie wychodziło. A że mam tak, że gdy się za coś zabieram, to trwam w tym do końca, więc moja determinacja i upór okazały się tu kluczowe. Byłem dzieckiem z nadwagą, nie byłem typem sportowca, więc musiałem wiele przepracować i zrzucić kilka kilogramów. Potrzebowałam więcej czasu i to była dla mnie dobra lekcja, mówiąca o tym, że czasami trzeba się do czegoś mocniej przyłożyć, by zbierać plony.
AŁ: Ale jednak zaszedł Pan bardzo daleko…
MH: Nigdy nie czułem, że jestem najlepszy. Mówiła mi to nawet czysta kalkulacja zysków i strat. Na sali treningowej nie czułem się jako champion i już od dziecka wiedziałem, że powinienem budować sobie inną drogę. Zawsze miałem jakąś wizję na siebie, czasami odmienną.
AŁ: Plan B budował Pan sobie w postaci studiów i innego niż taniec kierunku zawodowego. A jednak taniec był obecny mimo wszystko.
MH: Na studiach nie miałem już tyle czasu na treningi. Studia dziennie były dość mocno absorbujące. Co więcej, zawiesiłem na jakiś czas taniec zawodowy, ponieważ wyjechałem na wymianę studencką do Helsinek, gdzie studiowałem w Wyższej Szkole Finansów.
AŁ: A potem pojawił się „Taniec z Gwiazdami”…
MH: Tak, zostałem zaproszony na casting.
AŁ: To nie był znak, że warto trzymać się tego tańca?
MH: Po drugiej, wygranej przeze mnie edycji, miałam takie poczucie. Wychodzę z założenia, że życie mamy jedno i czasami jest lepiej coś zrobić, niż przesiedzieć na kanapie i nawet jeśli się nie uda, to wyciągnąć z tego doświadczenia wnioski, niż potem żałować, że się nie spróbowało. Wydaje mi się również, że wszystko jest w naszym zasięgu – czy to w biznesie, czy w życiu – więc jeśli chcemy, to dojdziemy do wymarzonego miejsca.
AŁ: Jak taniec jest postrzegany przez Polaków?
MH: Kiedy zaczynałem tańczyć, a później, kiedy jako nastolatek miałem swoje duże osiągnięcia, moi koledzy śmiali się ze mnie. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. Młodzi ludzie mają większe możliwości i perspektywy. Wiedzą, czego chcą i mogą też wybierać. Kiedyś było raptem kilka szkół. Postrzeganie tańca zmieniło się bardzo na przestrzeni lat.
AŁ: Lepiej tańczą kobiety czy mężczyźni?
MH: Wydaje mi się, że kobiety mają nieco prościej w tańcu – to wynika z naszej anatomii. Mężczyzna jest trochę bardziej ciosany, jeśli chodzi o mięśnie. Uważam jednak, że każdego można nauczyć tańca. Taniec jest jednym z najbardziej ogólnorozwojowych zajęć fizycznych, podczas którego pracuje całe ciało. I świetnie działa również na naszą głowę.
AŁ: Czym taniec jest dla par?
MH: Jeśli chodzi o pary, to jest to pewnego rodzaju forma terapii, która pozwala poznawać się na nowo. To dotyk, czułość i bliskość, które dużo dają. W naszej szkole wszystko odbywa się w dobrej, miłej atmosferze. A naszym głównym przesłaniem jest to, by sprawiać ludziom radość.