BWL: Śpiew i muzyka są obecne w Pani życiu od wielu lat. Czy pamięta Pani moment, w którym odkryła, że „to jest ta droga”?
Trudno jest mi wychwycić w swoich wspomnieniach chwilę, w której jednoznacznie poczułam, że „to jest to”. Chęć śpiewu i wyrażania swoich uczuć poprzez dźwięki towarzyszyły mi od zawsze. Byłam dzieckiem, które zawsze coś nuciło, podśpiewywało, wymyślało. Miałam też to ogromne szczęście, że wychowywałam się w domu, gdzie moje potrzeby i pragnienia były zauważane. Stąd gdy tylko w mojej sześcioletniej głowie pojawił się pomysł grania na skrzypcach, rodzice od razu go podchwycili i zapisali mnie do szkoły muzycznej. Oczywiście z biegiem lat miałam kilka pomysłów na siebie, jednak to muzyka zawsze była dla mnie stałym, bezpiecznym portem. Zawsze była Domem.
BWL: W 2010 roku została Pani laureatką Studenckiego Festiwalu Piosenki. W kolejnych latach wygrywała Pani kolejne nagrody. Co czuje młoda dziewczyna, która raz za razem jest nagradzana za swój talent?
Przez długi czas – zdziwienie. Studencki Festiwal Piosenki był jednym z pierwszych, na którym odważyłam się zaprezentować autorskie piosenki. Czułam silnie, że opuszczam tym samym jakaś bezpieczną dla mnie przestrzeń i się „odsłaniam”. Na scenie występowałam już od czasów gimnazjalnych, jednak właśnie tam stanęłam z sercem na dłoni, pokazując co tak naprawdę w nim gra. Nie wcielałam się w nikogo, nie mówiłam czyimiś tekstami, nie śpiewałam czyichś melodii. Okrutnie to przeżywałam, i do teraz doskonale pamiętam, jak trzęsły mi się kolana! Jednak przekonałam się dość szybko, że jeśli jest się szczerym w tym co chcemy światu opowiedzieć, nie możemy bać się krytyki. Zawsze znajdzie się serce, które czuje podobnie. I dla takiego serca warto śpiewać i grać.
BWL: Prowadziła Pani Teatr Dzieci Niepełnosprawnych Intelektualnie Wielkie Jajo, utworzyła Pani także teatr dla seniorów Teatralnia, a także przygotowuje oprawę muzyczną Salonów Poezji w Łazienkach Królewskich (niestety również czas przeszły, Łazienki zrezygnowały z tej imprezy cyklicznej). Co skłoniło Panią do zaangażowania w takie przedsięwzięcia?
Lubię wyzwania, ale chyba jeszcze bardziej lubię, gdy umiejętności, którymi dysponuje, mogę wykorzystać w pracy z innymi. I to pracy dającej nie tylko satysfakcję, ale i efekt. Tak było w przypadku Wielkiego Jaja i jest grupy Teatralnia. Ukończyłam Teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, jestem także absolwentką Akademii Praktyk Teatralnych Gardzienice. Teatr zawsze był dla mnie wielką miłością. Natomiast pracę z osobami z niepełnosprawnościami zaczęłam jako hipoterapeutka. Dość szybko połączyłam te dwie pasje i odkryłam, że nie ma wspanialszego narzędzia artterapeutycznego niż teatr! Połączenie tak wielu dziedzin sztuki sprawia, że każdy jest w stanie się w tym świecie odnaleźć, o ile zostanie dobrze i wyraźnie usłyszany. Z kolei Salony Poezji towarzyszyły mi przez wiele lat, pozwalając zgłębiać dzieła wielkich artystów poprzez wykonawstwo części muzycznej, i słuchanie poetyckich tekstów w interpretacji polskich aktorów. To był wyjątkowy czas! Każda niedziela (dzień Salonu) była dla mnie wielkim świętem, na które czekałam cały tydzień. Te święta pozwoliły mi też oswoić sobie Warszawę, trochę ją zaczarować muzyką i poezją. Zaraz po studiach w Krakowie przyjechałam właśnie tu, i były to pierwsze zawodowe, stałe zobowiązanie w stolicy.
BWL: Ma Pani na swoim koncie 2 albumy muzyczne. Proszę zdradzić – jakie plany ma Pani na przyszłość? Kolejna płyta? A może zupełnie inny kierunek?
Razem z chłopakami z zespołu przygotowujemy się do trzeciej płyty, której premierę jeszcze kilka miesięcy temu planowałam na wiosnę tego roku. Z przyczyn pandemicznych wszystko poprzesuwało się o ładnych parę miesięcy. Ale to nie szkodzi. Piosenki piszę dalej, przyglądam się im z różnych stron. Mam też wrażenie, że kiedy udało mi się zwolnić tempo codzienności, potrafię dużo wyraźniej usłyszeć samą siebie. Zmiana planów i przeorganizowanie mojego świata sprawiły, że wreszcie mogłam też usiąść do komputera i napisać książkę o naszym Głosie. Zarówno tym traktowanym jako fizyczne zjawisko, jak i tym wewnętrznym, pozwalającym wyrażać samych siebie. Od zawsze uważałam (i często powtarzam też to na swoich warsztatach pracy z głosem i pieśnią), że mamy ogromną potrzebę wybrzmiewania, zagłuszaną w nas chociażby przez konwenanse i wpajany nam podział na tych co potrafią śpiewać i tych, którym „słoń na ucho nadepnął”. A przecież u podstaw naszej kultury był wspólny śpiew. Wspólne rezonowanie. To niebywale ciekawy i wart zgłębiania temat, bo nasze wycofywanie się i przyblokowanie odbija się we wszystkich sferach życia – zawodowej także. Teraz czeka mnie ciekawa droga do znalezienia swojego wydawcy. Prócz tego bardzo chętnie daję się wciągnąć w pracę muzyczną przy grach komputerowych, czy muzyce filmowej, pracuję także jako lektor. Pojawiają się też pierwsze plany koncertowe, głęboko wierzę, że już niedługo znów będziemy mogli wspólnie, na żywo doświadczać muzyki.
BWL: Na koniec proszę dokończyć zdanie: Gdy śpiewam to…
Czuję się wolna.