Zabiegani, zestresowani, przygnieceni codziennymi kłopotami, zazdrośni o cudze sukcesy i śmiertelnie poważni – tacy często bywamy w dorosłym życiu. Już dawno zapomnieliśmy jak to jest być dzieckiem – cieszyć się małymi rzeczami, podążać za marzeniami, stale coś odkrywać i widzieć świat w weselszych barwach. Co zrobić, aby na nowo odkryć w sobie dziecko? Jak wiele może to zmienić w naszej codzienności?
„Wewnętrzne dziecko”, które znajduje się w każdym z nas – nieraz mocno ukryte – nie oznacza wcale lekkoducha czy dziecinnej, egocentrycznej kilkulatki z warkoczykami. Mianem tym można nazwać wszystko w nas, co wiąże się z naturalnym wyrażaniem potrzeb i uczuć. Człowiek, który od dawna nie dopuszczał „wewnętrznego dziecka” do głosu, niejednokrotnie stracił radość z życia, nie potrafi docenić tego co już ma, przestał się rozwijać, trudniej mu porozumieć się z własnymi dziećmi, a świat i swoje poważne, dorosłe życie widzi wyłącznie w ciemnych barwach. Jak to zmienić, żeby osiągnąć wewnętrzny spokój oraz odkryć świat na nowo?
Życie pędzi jak szalone? Przystopuj i wsłuchaj się w siebie
Przychodzi wieczór, a my zamiast znaleźć chwilę na relaks, dalej myślami ścigamy się z czasem. Tyle jeszcze do zrobienia – pranie, obiad na jutro, sporządzenie listy zakupów, zrobienie powtórki z dzieckiem przed sprawdzianem, przemyślenie rozmowy z potencjalnym klientem i próba wymyślenia rozwiązania konfliktu w pracy. Do tego dochodzi ciągłe zamartwianie się o bliskich, kłopoty zdrowotne, obawy o utratę pracy lub ból głowy związany z kolejnymi niespodziewanymi wydatkami. Stop.
Warto na chwilę się zatrzymać i znaleźć pół godziny tylko dla siebie. Inne rzeczy naprawdę mogą zaczekać. Dobrze jest spędzić ten czas, w taki sposób jaki lubimy najbardziej – aromatyczna kąpiel, kocyk i kubek czekolady, kontemplowanie przyrody w parku, a przy tym wszystkim oczyścić umysł i przestać myśleć o milionie spraw. Luksus, jakim jest chwila świętego spokoju, nie powinien być rozpatrywany przez nas w charakterze nagrody – jest on nam niezbędny, aby nabrać dystansu do różnych spraw.
Śmiej się, nie planuj nic tylko wyrusz przed siebie
Zanim się gdziekolwiek wybierzemy, na przykład na wycieczkę rowerową, ustalamy każdy najdrobniejszy szczegół wyjazdu, a potem kurczowo trzymamy się planu? Jeśli powyższy opis do nas pasuje i faktycznie nigdy nie pozwalamy sobie na jakąkolwiek spontaniczność, to najwyższy czas to zmienić. Za oknem piękna pogoda? Piękny i charakterny rower miejski taki jak np. Le Grand czeka na kolejną przejażdżkę w nieznane? Wybierzmy się na nią, spontanicznie, bez ustalonej trasy i jasno wytyczonego celu podróży. A że po drodze wszystko się może zdarzyć i na przykład zacznie padać? Żaden problem! Jak przygoda, to przygoda. A wiele przeciwności może rozwiązać… uśmiech. Uśmiechajmy się do innych jak najwięcej, nawet bez powodu.
Uwolnij „małego odkrywcę” i odważ się na małe szaleństwa
Jako dzieci mieliśmy w sobie pasję odkrywcy – ciągle byliśmy ciekawi otaczającego nas świata i chcieliśmy wiedzieć jak wszystko działa. Z czasem dorosłość kazała nam zapomnieć o „małym odkrywcy” i twardo stąpać po ziemi, aż staliśmy się do bólu praktyczni. Czas wrócić do korzeni! Warto odkryć, co sprawia nam radość, próbować nowych rzeczy lub wrócić do tych, które sprawiały nam radość dziesięć, dwadzieścia lat czy trzydzieści lat temu.
W dzieciństwie pasjonowało nas rysowanie i malowanie? Czemu by nie wrócić do tematu i rozwijać pogrzebane talenty? Zawsze marzyliśmy o skokach na spadochronie? Zróbmy krok w stronę realizacji tego marzenia. Uwielbialiśmy się uczyć? Zapiszmy się na kurs egzotycznego języka, nie zastanawiając się czy znacząco podniesie to nasze kwalifikacje zawodowe czy nie. Dobrze też czasem odważyć się na jakieś małe szaleństwo – pojechać na zlot fanów komiksów w przebraniu ulubionego superbohatera, wykąpać się nago w morzu czy wziąć udział w karaoke na co nigdy nie mieliśmy odwagi.
Porzuć konwenanse i pobądź trochę w samotności
„Jak to? Mam sama pójść do kina czy teatru, albo pojechać na krótką wycieczkę?” Bardzo często wpadamy w pewną społeczną pułapkę. Bo samemu jakoś tak głupio, może wręcz nie wypada, co inni o nas pomyślą? Chcielibyśmy się wybrać na niszowy film, ciekawy spektakl, operę, spotkanie autorskie z ulubionym pisarzem lub koncert muzyczny, ale nie mamy z kim na nie pójść, bo na przykład przyjaciółka jest w podróży służbowej, siostra nie ma z kim zostawić dzieci wieczorem, a partner nie znosi opery, muzyki poważnej czy gatunku filmowego na który planowaliśmy się wybrać.
Efekt? Rezygnujemy z wyjścia i odpuszczamy. Błąd! Dlaczego zawsze uzależniamy swoje potrzeby od innych? Jeśli nikt z naszych bliskich i znajomych nie chodzi do opery ani nie pasjonuje się twórczością naszego ulubionego pisarza, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać się na te wydarzenia w pojedynkę. Zamiast oglądać znudzoną lub poirytowaną minę naszej osoby towarzyszącej i starać się ją zadowolić, cieszmy się udanym wieczorem spędzonym według naszego uznania. A że ktoś sobie o nas coś pomyśli? Jego problem, nie nasz!
Nadaj swojemu życiu kolory. Dosłownie!
Wiecznie stonowane ciemne kolory, dom tonący w chirurgicznej bieli, ciemnoszary samochód na parkingu. Czy w dzieciństwie również uwielbialiśmy same smutne, stonowane, ciemne kolory? A jakby tak wykorzystać zbliżające się wakacje, aby poeksperymentować w garderobie i odkryć magię kolorów? Zastanówmy się, czy nie nosimy ubrań w pewnych kolorach dlatego, że nam w nich nie do twarzy czy dlatego, że wydaje nam się, że „już nie wypada”?
Nie musimy od razu urządzać wielkiej rewolucji, tylko powoli ożywić swój codzienny styl, zaczynając od kolorowych dodatków np. czerwonych korali, żółtej apaszki czy kolorowego paska. I nie zastanawiajmy się za każdym razem czy wypada nam nosić żółty strój kąpielowy lub kupić różową lampkę nocną. Ubranie to jednak nie wszystko. Gdy wracamy do domu i patrzymy na monotonne, przygnębiające wnętrze nic nie stoi na przeszkodzie, żeby choćby w kwestii dodatków takich jak poduszki, zasłony, narzuty na kanapie czy rozmaite bibeloty postawić na wesołe kolory, najlepiej takie, które pozytywnie kojarzą się nam z dzieciństwem.
W dzieciństwie, które często tak dobrze wspominamy, nie zastanawialiśmy się za każdym razem czy coś nam wypada i co inni o nas pomyślą. Gdy chcieliśmy coś zrobić, to głośno mówiliśmy o swoich potrzebach. Czasem nawet potrafiliśmy tupnąć nogą i zawalczyć o swoje. Warto i w dorosłym życiu pielęgnować w sobie „wewnętrzne dziecko”, które pomoże nam odzyskać radość z życia, a czasem postawić na zdrowy egoizm. Życie jest zbyt krótkie, aby przemierzać je cichutko na palcach i wiecznie ze spuszczoną głową!