„Złodzieje koni” to powieść o pokoleniach mężczyzn w „zaklętym” kręgu kompleksów, słabości i tchórzostwa. „Romantykach”, złodziejach złudzeń i marzeń. Pokoleniach nieobecnych ojców, milczących matek. Rodzinie jako polu walki. To powieść o niebezpieczeństwie odkrywania rodzinnych tajemnic, groźnym wpływie historii kreującej zastępy bohaterów niezdolnych do życia. Pisana nie „w imię Ojca”, a w imię „synów-kalek”. Bo przecież mogłoby być zupełnie inaczej…
Trzy pokolenia, trzech narratorów, trzy różne perspektywy. Stanisław dla jednych „brawurowy partyzant”, dla innych „krwawy bandyta”, prowadził walki z partyzantami sowieckimi oraz przedstawicielami nowej komunistycznej władzy w powojennej Polsce. W obawie przed represjami wyemigrował do USA zostawiając w kraju swoją ciężarną dziewczynę Nikę, która jako sanitariuszka i łączniczka od 1943 roku wspierała partyzantów w walce z bolszewikami. Za tę działalność władze Polski Ludowej skazały ją na 8 lat więzienia. Syn Niki i Stanisława to niespełniony aktor, wiecznie bezrobotny „student wielkiego Łomnickiego” znęcając się nad swoją żoną Ewą i synem Kamilem, daje upust swoim frustracjom i permanentnej wściekłości. Kamil – najmłodszy z „trójcy” ojciec – syn – wnuk, chce zostać reżyserem filmowym. Paradoksalnie stopniowo ujawniane rodzinne tajemnice podsuwają mu scenariusz na film życia.
Fragmenty z książki:
STANISŁAW
„Pan jest mordercą!” – krzyczał, głupi podły człowiek. Ignorant. Tak się chyba mówi w Polsce. Byliśmy bohaterami. Myśmy walczyli, myśmy nic nie wiedzieli, że już koniec walki. Wszystko się popierdoliło. Myśmy siedzieli w lesie, a tamci, popijając herbatkę z porcelany, decydowali, gdzie mają iść granice. I nagle okazało się, że my nie Polska, że my już ruskie, że ZSRR. Skąd mieli my wiedzieć, że walka się skończyła i że wszystko podzielone, i że my już nie u siebie? Do lasu wieści nie docierały. To walczyliśmy. Zostawieni sobie. I nagle my się okazali wrogami. A przecież byliśmy bohaterami. Walczyliśmy. Chcieliśmy uwolnić zniewolone państwo. Garstka nas przeciw Sowietom.
Albo oni nas, albo my ich. Strzelałem. Ale oni języki w imadło wkładali. To jest bohaterstwo iść taką garstką przeciwko mocarstwu. To jest bohaterstwo przeżyć. Za mało Sowietów kropnąłem. Ale nawet jakbym kropnął tylko jednego, byłbym bohaterem. Żyję. Tak, strzelałem, ciulu, kiedy już broń wszyscy odwiesili. Najpierw strzelałem, bo nie wiedziałem, że walka skończona, a potem jakbym nie strzelał, to by mnie tu dziś nie było i byś nie miał komu w twarz napluć.
JERZY
Wiedziałem, że wszystko rozwalam, nie chciałem tego, ale nie mogłem się powstrzymać, jakbym słyszał w sobie dwa głosy. Jeden racjonalny tłumaczył: „uspokój się, bo będziesz żałował”. Drugi krzyczał: „a co się uspokój?! Gówniarza się boisz?! Przecież przyszedł ci wszystko zepsuć! Miałeś tego słuchać sam, miałeś to w sobie przerobić bez świadków!”. Dzisiaj wydaje mi się to wszystko irracjonalne, bez sensu. Nie wiem, o co mi chodziło. Czy coś by się stało, gdybyśmy wysłuchali tych taśm razem? Przecież mogłem to potraktować jako wtajemniczenie syna w rodzinną historię. Przecież prawie nic nie wie o naszej przeszłości.
Nienawidzę tego, ale widzę w sobie własnego ojca. Chociaż go nie znam, umiem sobie wyobrazić, jaki jest naprawdę. Jedno spotkanie z nim wystarczyło, żeby zrozumieć, że nic nas nie łączy. Jestem wściekły, że tamtego dnia pojechałem pod budynek telewizji, że dałem mu satysfakcję, na którą nie zasługuje. Jestem wściekły, bo jestem odbiciem własnego ojca. Patrzę w lustro, a widzę tego starego kacapa, którym jestem, którym się staję, którym będę. I choćbym bardzo się starał, nie umiem go z siebie wydostać.
Pamiętam, na studiach czytałem Kafki List do ojca, najokrutniejszy list, jaki czytałem. O własnym ojcu jeszcze nic nie wiedziałem, miałem jakieś przypuszczenia, parę razy podsłuchałem mamę jak rozmawiała z nim przez telefon… Kiedyś usłyszałem, jak mówi do słuchawki: „Dlaczego nie chcesz go poznać?”
KAMIL
Żałowałem że nie wziąłem kamery. Martha okazała się niezwykłym przybyszem z obcego świata mojej bliskiej rodziny. Słuchając jej opowieści o dorastaniu pod ręką ostrego i surowego ojca i pod skrzydłami mamy, po której śmierci okazało się, że była kiedyś najsłynniejszą amerykańską fetyszystką, pomyślałem, że oto, nagle, otrzymałem od losu swoją filmową historię. Opowieść o nieobecnych ojcach, często bezradnych matkach, o świętości i seksualności. Próbowałem sobie to wszystko wyobrazić, zrozumieć i chyba po raz pierwszy spojrzałem na ojca jako naznaczonego. On nie był takim, jak go znałem. Jego takim zrobiono. I mnie takim zrobiono.
Wybrane opinie o książce:
Remigiusz Grzela w swojej nowej powieści porusza sprawy do dziś niejasne, nierozwiązane – czas okupacji i tuż powojenny, wykonywanie wyroków i akcje odwetowe, zaciekłość ludzi zdemoralizowanych wojną, bratobójcze walki, rozmycie kryteriów moralnych. Opowiada o czasach pozornie odległych, do których jednak teraz się wraca, żeby zobaczyć je w innym świetle, już przefiltrowane przez historię i nasze dzisiejsze sumienia. „Złodzieje koni” to mocna, wyrazista proza o miłości i nienawiści, o zdradzie i przebaczeniu.
Anna Bolecka
Trzech mężczyzn, trzy życiowe opowieści, trzy różne postawy i trzy etapy historii Polski. Dziadek walczył z ustanawianą władzą komunistyczną i musiał uciekać przed represjami, porzucony syn – niespełniony aktor – był PRL-owskim oportunistą, pragmatyczny wnuk zaczyna w nowej Polsce karierę filmowca. A obok wspierające ich zakochane i cierpiące kobiety. Remigiusz Grzela napisał świetną powieść – kiedy trzeba okrutną, kiedy trzeba wzruszającą – o tym, jak historia bezwzględnie i długofalowo kształtuje ludzkie losy.
Leszek Bugajski, „Newsweek”
Remigiusz Grzela z biografii tworzy wyznanie wiary. Z codzienności, metafizykę. Potworność opisuje lirycznie, w przewrotny sposób potęgując tragizm ludzkich losów.
Zyta Rudzka
Premier książki planowana jest na 24 kwietnia 2014.