BWL: Czym jest ZuCare? Skąd w ogóle zrodził się pomysł na założenie własnej marki?
MP: ZuCare to moje drugie dziecko, a jeśli liczyć książki to nawet i trzecie! Posiadanie własnej marki była u mnie kwestią czasu. Zawsze bardzo chciałam mieć swoje produkty do włosów, które będą się wyróżniały na polskim rynku jakością i wyjątkowymi surowcami. Uważam, że w przypadku produktów z ekstraktem z brahmi udało mi się to. Klientki wracają ze świetnymi opiniami i co najważniejsze polecają moją markę rodzinie i znajomym. W mojej opinii zadowolony klient to bezkonkurencyjnie najlepsza reklama. Dzięki temu mogę się rozwijać i pracować nad kolejnymi perełkami do włosów, które swoją premierę będą miały wkrótce.
BWL: Co oznacza nazwa ZuCare?
MP: Pierwszy człon nazwy ZuCare to nic innego jak Zu od Zuzi, imienia mojej córeczki. Natomiast drugi człon, z angielskiego, oznacza opiekować się, dbać. Każdy, kto zakładał swoją markę doskonale wie, że wymyślenie nazwy jest wyjątkowo trudnym zadaniem, nie wspominając już o tym, by ta nazwa zapadła potencjalnym klientom w pamięci. Dla mnie ta nazwa ma ogromne znaczenie i mam nadzieję, że za kilkanaście lat rozwinę markę na tyle, by przekazać ją w ręce mojej córki.
BWL: Na co dzień pisze Pani książki, motywuje kobiety do realizowania swoich celów, prowadzi Pani również działalność dietetyczną. Proszę powiedzieć, jak udaje się Pani łączyć te wszystkie aktywności? Musi być Pani dobrze zorganizowana.
MP: Jestem zodiakalną Panną, więc dobra organizacja to moje drugie imię. Często aż do przesady. Natomiast tu muszę przyznać, że w ostatnim czasie podjęłam niełatwą dla mnie decyzję o rezygnacji z działalności dietetycznej. Pisanie książek pochłania mnóstwo czasu i wymaga ogromnego skupienia. Niedawno skończyłam pisać trzecią książkę, która będzie miała premierę w 2023 i już zabieram się za kolejną. Oprócz tego prowadzenie własnej firmy z kosmetykami też nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza jeśli nad znaczną częścią interesu sprawuje się pieczę osobiście.
BWL: Aktualnie mieszka Pani na wybrzeżu Costa Blanca w słonecznej Hiszpanii. Co „dobrego” wniosła Hiszpania do Pani życia?
MP: Chyba po prostu spokój, którego w Polsce mi brakowało, a który mam nadzieję wszyscy Polacy kiedyś odzyskają. W Hiszpanii wszystko można zrobić mañana, a jeśli się gdzieś za bardzo spieszysz to usłyszysz jedynie tranquilo. Co prawda i do tego trzeba się przyzwyczaić jeśli przyjeżdżasz tam z państwa, w którym nie ma czasu, by się zatrzymać, wszystko robi się w pędzie, ale na pewno zyskuje na tym nasze zdrowie, które koniec końców powinno być dla nas przecież najważniejsze. Oprócz tego musiałam przy 30stce nauczyć się nowego języka, a i moja córka, która rozpoczęła tu szkołę już powoli zaczyna operować tym językiem. Uważam, że inwestycja w języki takie jak angielski, czy hiszpański to jedna z najlepszych inwestycji jakie możemy zapewnić dzieciom.
BWL: Co Panią uszczęśliwia i daje spełnienie?
MP: Prywatnie uszczęśliwia mnie każde „kocham cię, mamusiu”, a zawodowo każdy najmniejszy sukces.