Rozmowa z Dorotą Filipczak – Brzychcy
absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi (wydział Wzornictwa Przemysłowego – Design), dowódcą Chorągwi Podolskiej w Bitwie pod Grunwaldem, rekonstruktorką wokalistką zespołu Łysa Góra oraz prywatnie – żoną rycerza.
Pracujesz w jednej z najbardziej znanych firm Polsce zajmujących się ceramiką. Na czym polega Twoja praca?
Jestem product managerem w firmie, która jest obecnie liderem na polskim rynku płytek ceramicznych. Zajmuję się projektem, np. daną kolekcją płytek – praktycznie od samej jej idei, wyboru kształtu, kolorystyki i grafiki. Uczestniczę w powstawaniu prototypów w warunkach laboratoryjnych, czyli w momencie przeobrażenia koncepcji w gotowy produkt. Nadzoruję także sposób jej eksponowania i aranżowania przykładowych wnętrz. To dość długi i skomplikowany proces. Nieodzownym elementem mojej pracy są także częste wyjazdy zagraniczne na największe wydarzenia targowe w świecie designu, meblarstwa i mody w celu znalezienia inspiracji i bycia na bieżąco z najnowszymi trendami.
Jesteś cenioną projektantką.
Udało mi się odnieść kilka sukcesów. Na przestrzeni kilku lat pracy w ceramice udało mi się zdobyć 22 Perły Ceramiki oraz nagrodę Top Builder w kategorii „Produkty, usługi i IT dla budownictwa”.
Czy twoje projekty nawiązują czasem do średniowiecza, epoki, która prywatnie jest Twoją pasją?
Na pewno nie są to nawiązania wprost przeniesione z wieków średnich. Mam jednak słabość do prostoty, surowego drewna, spękanych majolicznych powierzchni czy wyślizganych ludzką stopą posadzek zabytkowych budowli. Te motywy co jakiś czas przejawiają się w moich projektach.
Od 4 lat pełnisz wraz z mężem rolę dowódcy Chorągwi Podolskiej na Grunwaldzie. Co to znaczy? To zaszczyt czy obowiązek?
To wielki zaszczyt szczególnie, że prowadzimy chorągiew po stronie zwycięzców. Ale jest to także poważny obowiązek, któremu towarzyszy ciężka praca praktycznie przez cały rok. Szczególnie, że z roku na rok Chorągiew się powiększa – w tym roku w Podolu będzie prawie 250 osób. Trzeba zorganizować obóz, ucztę, warty – pod naszym kierownictwem pracuje przy tym niemały sztab ludzi – oficerów Chorągwi Podolskiej. Dodatkowo przynajmniej raz w roku organizujemy w okresie jesienno – zimowym zlot Podola, po to aby wspólnie się bawić, wymieniać wiedzą i trenować.
Skąd pomysł na takie hobby? Co interesującego jest w tej epoce?
Kiedy byłam mała moja mama, która jest scenografem i kostiumografem, często zabierała mnie do magazynu kostiumów lub tworzyła w domu kreacje do filmów historycznych. Uwielbiałam patrzeć jak pracuje i pomagać jej. Później pojawiło się zamiłowanie do fantastyki – literatury i filmów. A kiedy po raz pierwszy pojechałam na rekonstrukcję bitwy pod Grunwaldem kilkanaście lat temu, poczułam się jak w domu, wśród swoich. Wtedy przepadłam. Śmiejemy się z mężem, że to hobby jest jak narkotyk – silnie uzależnia.
Prywatnie jesteś żoną rycerza…
Tak, jestem żoną rycerza. To nasze hobby od kilkunastu lat. Bez wątpienia rycerstwo zbliża ludzi. Jest w nim masa miejsca na drugiego człowieka – na rozmowę, naturalność i spokój – coś czego brakuje nam wszystkim żyjącym w ciągłym pośpiechu na co dzień.
Jesteś kobietą wielu talentów. Walczysz mieczem, strzelasz z łuku, prowadzisz także projekt muzyczny Łysa Góra.
Rzeczywiście. Ciężko mi usiedzieć w miejscu. Znajomi śmieją się, że mam tę modną chorobę nadpobudliwych dzieci. Kiedy zaczynałam się interesować się rycerstwem chciałam wszystkiego spróbować. Byłam zafascynowana łucznictwem, walką na miecze, jazdą konną. Chciałabym nauczyć się także fechtunku szablą, bo to zdecydowanie bardziej kobieca broń. To poszukiwanie w różnych dziedzinach doprowadziło mnie do muzyki. Śpiew towarzyszył mi od dzieciństwa. Przeżywałam różne doświadczenia i fascynacje, m.in. tzw. „śpiewie na białym głosie”. Niewiele rzeczy, które miałam okazję słyszeć wywołuje podobne ciarki na plecach, jak wielogłosowy pełny naturalny śpiew. Jest w tym pierwotne piękno.
Projekt o nazwie „Łysa Góra” powstał rok temu. Bardzo trudno jednoznacznie przypisać naszą muzykę do jednego nurtu. Poruszamy się miedzy folkiem, rockiem i ciężkim metalowym brzmieniem. Większość tekstów czerpiemy z tradycji polskiej wsi i kultury naszych wschodnich sąsiadów. Ostatnio sięgnęliśmy po średniowieczne źródła i zrealizowaliśmy naszą wersję „Bogurodzicy”. Aktualnie kończymy nagrywanie naszej pierwszej płyty „To i hola!”. Kto chciałby nas posłuchać, tego zapraszamy na koncerty, które odbędą się 22 i 23 czerwca w Forcie Bema w Warszawie w ramach największej rycerskiej imprezy tego lata – Igrzysk Ognia i Stali.
Czy twoim zdaniem kobiety marzą o rycerzach na białym koniu?
Myślę, że w głębi duszy większość kobiet na zawsze pozostaje małą dziewczynką, marzącą o przysłowiowym „rycerzu na białym koniu”, nawet jeśli się do tego nie przyznaje – bo to dziecinne. Co prawda nie mam w domu stajni, ale rycerza udało mi się zdobyć, a środki transportu nie grają roli.
Jesteś żoną rycerza, który bywa, że staje w szrankach. Dlaczego rycerskie walki „kręcą” współczesnych mężczyzn? A czy „kręcą” współczesne kobiety?
Bywa, że mój mąż staje w szrankach i choć ostatnio w ze względów zawodowych nie ma na to czasu, bardzo lubię patrzeć jak walczy.
Wydaje mi się, że walka – a w szczególności odwołująca się do archetypów męskości – rycerz, zbroja, miecz – jest atrakcyjna zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. We współczesnym świecie, bieguny – męski i żeński przenikają się, zacierając granice wzajemnej atrakcyjności płci. Rycerstwo wyostrza właściwe proporcje i równowagę życia. Mężczyznom brakuje walki, impulsów pobudzających adrenalinę. Sportowa walka w zbrojach to doskonała odpowiedź na te potrzeby. Kobiety zaś – moim zdaniem – wolą oglądać (przepraszam za kolokwializm) prawdziwych „facetów” niż lalusiowatych „wymoczków”.
Bywa też, że to kobiety stają w szrankach. Tak naprawdę najlepiej się o tym przekonać osobiście, uczestnicząc w takim turnieju, a najbliższa okazja to wizyta w Forcie Bema w Warszawie – 22-23czerwca na Igrzyskach Ognia i Stali.
Rozmawiała Joanna Dąbek z PR Maker.