Amerykańska gwiazda skrzypiec Rachel Barton Pine mimo sprzeciwu skazanych została w ubiegłą środę wypuszczona z zakładu karnego w Nowej Hucie. Swoją grą wprawiła w zachwyt krakowskich więźniów, w sobotę 11 lutego wyzwoli brzmienie wartych miliony dolarów skrzypiec w stolicy. O 19.30 w Gmachu Głównym Politechniki Warszawskiej wielokrotnie nagradzana wirtuozka o polskich korzeniach zagra m.in. „Cztery pory roku” Vivaldiego.
– Moją misją jest granie nie tylko w wielkich salach koncertowych. Swoją muzykę chcę przedstawiać ludziom wszędzie: w szpitalach, szkołach, kościołach, a także w zakładzie karnym – mówi Rachel Barton Pine. Misję tę wybitna skrzypaczka realizuje w lutym w kraju swoich przodków. Organizator jej koncertów, Fundacja Bielecki Art, zapewnił wirtuozce grę nie tylko w Filharmonii Krakowskiej i Wrocławskiej, ale też w zakładzie karnym w Nowej Hucie i krakowskim Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym. 9 lutego małych pacjentów zachwyciła m.in. tangiem Piazzola. Dzień wcześniej, w święto Służby Więziennictwa, krakowscy skazani owacją na stojąco nagrodzili jej mistrzowskie wykonanie numerów Black Sabbath i Metalliki. Choć Rachel Barton Pine grała m.in. z Zubinem Mehtą i Placidem Domingiem i zdobywała nagrody w najważniejszych konkursach skrzypcowych na świecie, słynie z zamiłowania do klasyki heavy metalu, a jej ulubiony nieklasyczny styl to speed metal i thrash metal.
11 lutego w Małej Auli Politechniki Warszawskiej wirtuozka zagra m.in. „Cztery pory roku”. Będzie jej towarzyszyć złożona z najwybitniejszych studentów i absolwentów europejskich szkół muzycznych Orkiestra Akademii Beethovenowskiej pod batutą Michała Nesterowicza, dyrektora Narodowej Orkiestry Symfonicznej w Santiago de Chile. 9 lutego podczas pierwszego koncertu z klasycznym repertuarem w Polsce krakowska publiczność nagrodziła salwami braw nie tylko wspólną grę Rachel z polskimi muzykami, ale też jej solowe popisy wirtuozerii najwyższej próby. – Jej panowanie nad instrumentem, wyobraźnia muzyczna, umiejętność nawiązywania dialogu a w końcu przepiękny jasny dźwięk to tylko kilka cech, które wyróżniają ją wśród innych znakomitych artystów – mówi Nesterowicz.
Brzmienie warte miliony
Urodzona w 1974 roku Rachel Barton Pine na skrzypcach zaczęła grać w wieku trzech lat, krótko po tym, gdy zakochała się w ich brzmieniu. Szybko uznano ją za „cudowne dziecko”. Mając 10 lat, debiutowała z Chicagowską Orkiestrą Symfoniczną. W wieku 17 lat została najmłodszym i pierwszym z USA zwycięzcą konkursu J.S. Bacha w Lipsku. Jako nastolatka zdobywała także ważne nagrody m.in. w Budapeszcie, Montrealu, Genui czy Brukseli. Wystąpiła jako solistka z najważniejszymi światowymi orkiestrami i najwybitniejszymi dyrygentami takimi jak: Zubin Mehta, Placido Domingo czy Erich Leinsdorf. Ma w swoim dorobku 18 płyt, w tym jedną nominowaną do Grammy, jedną z jej heavymetalowym zespołem Earthen Grave i wiele klasycznych inaczej – m.in. z muzyką różnych wieków o demonicznych podtekstach czy wariacjami hymnu Nowej Zelandii.
Rachel Barton Pine uważa, że technika i spontaniczność, do których osiągnięcia powinien dążyć każdy muzyk klasyczny, skryte są w heavy metalu. Ze względu na umiejętność przyswojenia sobie i wykonywania wielu gatunków nazywana jest muzycznym Pac-Manem. Stosownie do wykonywanego stylu dobiera skrzypce, jednak jej ulubionym instrumentem są te uznawane za jedne z najważniejszych i najcenniejszych na świecie. Zostały wykonane w 1742 r. przez Guarneriego – twórcy ulubionego instrumentu Paganiniego. Dla jednej z poprzednich właścicielek skrzypiec Rachel wybrał je sam Brahms i obecnie warte są co najmniej kilka milionów dolarów. Artystka miała do czynienia z mistrzostwem nie tylko muzycznym. Wzięła udział w sztafecie z ogniem olimpijskim w 1996 r. w Atlancie, wystąpiła także na otwarciu paraolimpiady w Atlancie. Wykonywała narodowy hymn USA podczas meczów Chicago Bulls, za co dostała całusa od Michaela Jordana.
Determinację ma we krwi
Niezwykłość jej osoby dopełnia trudne doświadczenie, po którym triumfalnie powróciła do muzyki. W 1995 r., gdy jej kariera nabierała dużego rozpędu, uległa ciężkiemu wypadkowi. Drzwi pociągu przytrzasnęły pasek futerału jej skrzypiec, była ciągnięta na zewnątrz pociągu, który uciął jej jedną z nóg i uszkodził drugą. Po dwuletniej przerwie na wiele operacji i rehabilitację wróciła na scenę. Wielką determinacją wykazała się również przed ukończeniem 14 roku życia, gdy ze względu na trudną sytuację finansową swej rodziny stała się jej głównym żywicielem. Grała na weselach, a także z orkiestrą i podczas innych płatnych występów. – Nakładałam dużo makijażu i udawałam starszą niż byłam – przyznaje. – Dałam radę dzięki wielu hojnym osobom, które mnie wspierały – dodaje.
Sama również pomaga innym. Stworzyła fundację charytatywną, której zadaniem jest propagowanie muzyki klasycznej i wspieranie młodych osób o muzykalnych genach. Własne odziedziczyła po polskich przodkach. – Jestem w połowie Polką ze strony taty. Moi pradziadkowie wyemigrowali do Ameryki, gdy byli jeszcze nastolatkami – wyjawia. Dodaje, że pradziadkowie chcieli, by ich dzieci stały się prawdziwymi Amerykanami, nie pozwolili więc dziadkom uczyć się języka polskiego. – Dlatego mój tata nie przejął żadnych rodzinnych tradycji ze Starego Świata, które mógłby mi przekazać – przyznaje z żalem Rachel Barton Pine. – Myśląc o Polsce, myślę o swoim dziedzictwie – zaznacza.
Dialog polsko-amerykański
Muzyczne skojarzenia z krajem przodków to dla niej przede wszystkim Wieniawski i Szymanowski, jednak warszawska publiczność pozna ją w repertuarze Vivaldiego i Sibeliusa. Skrzypaczka przyznaje, że jej wyobraźnia mocno pracuje podczas gry „Czterech pór roku”. – Na przykład ostatnia część „Jesieni” jest polowaniem. Moi koledzy z orkiestry są myśliwymi z bronią i psami, a ja jestem uciekającym jeleniem, który na końcu ginie. To walka orkiestry z solistą, w której orkiestra wygrywa! – opisuje. Dodaje, że choć Vivaldi dał bardzo konkretny opis tego, co może przedstawić muzyka, przez lata zapełniła w nim kilka dziur.
Drugi z utworów, który usłyszą polscy melomani w Politechnice Warszawskiej, to utwór Sibeliusa. – Temat Peleasa i Melizandy przedstawiający zakazaną, skazaną na niepowodzenie miłość tytułowych bohaterów podejmowany był wielokrotnie przez innych znakomitych twórców, lecz nikt tak jak Sibelius nie zdołał opisać dźwiękiem smutku w tak naturalny głęboki sposób, nikt nie oddał tak dosłownie uczucia tego, co nieuniknione – mówi Michał Nesterowicz. Czy polski dyrygent będzie w stanie okiełznać popisy wirtuozki skrzypiec? – Na tym polega cały urok wspólnej interpretacji, by w jednoczesny sposób pozostawać maksymalnie wiernym zapisom partytury a zarazem reagować na wszelkie gesty prowadzonego wspólnie dialogu – odpowiada dyrektor Narodowej Orkiestry Symfonicznej w Santiago de Chile.
Zdjęcia z koncertu Rachel Barton Pine w zakładzie karnym w Nowej Hucie
cameralmusic.pl/artykul/galeria-z-koncertu-rachel-barton-pine-w-zakladzie-karnym-w-nowej-hucie-2452.html
Filharmonia Krakowska – 09.02.2012, godz. 19:30
Filharmonia Wrocławska – 10.02.2012, godz. 19:30
Politechnika Warszawska – 11.02.2012, godz. 19:30.
W programie koncertów:
J. Sibelius – Peleas i Melizanda, op. 46
A. Vivaldi – Cztery pory roku, op. 8.