Piszę o tym, co dzieje się wokół nas, najczęściej w świecie ludzi biznesu. Nie mogę uciec od tematu, który w ostatnim czasie wciąż wraca i pojawia się w kontekście różnych wydarzeń.
Byłam niedawno na spotkaniu ze wspaniałymi osobami działającymi w branży motoryzacyjnej. Rozmowa przedłużyła się o dwie godziny, ponieważ okazało się, że oprócz rozwiązań dla naszego bezpieczeństwa, projektów na rzecz świadomości kierowców zeszliśmy na temat… psychologii i emocji. Zastanawialiśmy się: dlaczego mężczyzna wsiadający do samochodu po kłótni z żoną staje się agresywny na drodze? dlaczego przekracza prędkość i łamie przepisy?
Chcemy swobodnie wyrażać uczucia
Cóż, wszystkiemu winne są emocje. Przy prowadzeniu samochodu nie uciekniemy od tego kontekstu. „Zamyśliłem się”, „nie zauważyłem”, „byłem wściekły”, „ktoś mnie sprowokował”… mężczyznom wystarczy czasami jedno samcze, prowokacyjne spojrzenie na sąsiada w aucie i wyścig gotowy…
Zaczęliśmy rozważać, dlaczego wiele osób, które przeżyły śmiertelne wypadki, robi tatuaże, zaczyna uprawiać sporty… Najpierw trauma, lęki, a później ich śmiałe pokonywanie… Ostatnio wiele moich spotkań tak wygląda. Niby każdy potrafi być profesjonalny i nie poruszać osobistych tematów, ale jeżeli tylko jedna osoba się wyłamie – lawina rusza. Jesteśmy ludźmi, brakuje nam „normalności”, swobodnego wyrażania uczuć, mówienia prawdy w świecie, w którym istnieje wciąż zaostrzający się kodeks zawodowych spotkań.
Po czterdziestce zmieniamy się
Moje spotkania zaczynamy zazwyczaj od omówienia projektu, a kończymy na ludzkich zwierzeniach. Podczas ostatniej rozmowy po raz kolejny padło spostrzeżenie, iż mężczyźni po czterdziestce, chcąc zacząć nowe życie, kupują motory, zaczynają uprawiać ekstremalne sporty, zmieniają partnerki… Dlaczego? Można zrozumieć, iż jest to podsumowanie poprzednich 20 lat, i uznać, że były one zdobywaniem doświadczenia, szlifem życiowym, wydobywaniem diamentu na powierzchnię… Co ma jednak pomyśleć żona, która wpisała się w 20 lat „życia doświadczalnego”, a teraz dowiaduje się, że jej czas przeminął, ponieważ mąż idzie w nowe życie… Czy jej jedyną opcją jest poddać się tej fali i ją zaakceptować? Mężczyźni w okolicach 40. urodzin zaczynają się zmieniać. Uważam jednak, że te zmiany można zinterpretować jako zmiany na lepsze, o ile my, kobiety, same popracujemy nad sobą. To nie jest moment, w którym należy mężczyzny „pilnować”, „szlifować” go i „naprawiać”. To jest moment bardzo ważny dla rozwoju kobiety. Pokochanie samej siebie, zwrócenie przez kobietę uwagi na swoje pragnienia, marzenia, cierpienia, lęki to szansa na rozwój także mężczyzny. Próba późnej zmiany męskiego zachowania może zakończyć się dramatycznie dla związku, a mądre zajęcie się sobą przez kobietę – daje wielką szansę na odrodzenie związku w nowej jakości.
Nie radzimy sobie z kryzysem małżonka
W tym momencie życia kobiety często zaczynają przyglądać się mężczyźnie z podejrzliwością, bo on z niespotykaną dotąd uwagą sprawdza ilość włosów na głowie, szlifuje formę na siłowni, skupia się na modnym ubiorze, ogląda się za tymi autami, które mu się po prostu podobają, a nie tymi, które są praktyczne i ekonomiczne. Czy jest to zagrożenie? Na pewno tak, jeżeli kobieta wejdzie na ścieżkę zwaną: „bolesne uświadamianie mężczyźnie, że przechodzi żenujący kryzys wieku średniego”. Często przejawia się to w słowach rzucanych do męża, gdy jest on w towarzystwie innych osób, np.: „starzejesz się i zaczynasz wariować”. Najlepiej zachować je dla siebie, a jeszcze lepiej – usunąć je z podświadomości.
Co możemy zrobić, żeby nie cierpieć i nie bać się, że naszemu mężczyźnie przyjdzie do głowy coś szalonego i niebezpiecznego? Możemy zrobić jedno – poszukać przyczyn naszych obaw w sobie samej: czego się boję i dlaczego? jak mogę to przepracować w zgodzie ze sobą?
Panikujemy, robiąc życiowe podsumowania
Należy całkowicie zdystansować się, popatrzeć na mężczyznę w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Spojrzeć także na samą siebie bez lęku, poświęcić sobie więcej czasu, nie określać siebie przez pryzmat partnera. Warto stworzyć dobry związek z samą sobą, aby móc stać się dojrzałą partnerką w związku. Zazwyczaj ten moment w życiu pojawia się, kiedy dzieci nie są już noworodkami, praca zawodowa jest już na zaawansowanym etapie i mężczyzna pyta sam siebie: „Czy to jest wszystko? Chciałem podbić świat, zdobyć tyle szczytów. Marzyłem o czerwonym mustangu, podróżach do Nepalu, żeglowaniu co kilka miesięcy, a skończyłem… z brzuszkiem, początkami łysiny, zmęczoną kobietą, zbuntowanymi dziećmi, rutynowymi rachunkami, pracą, którą wykonuję, żeby to wszystko utrzymać. Cały mój podbój świata to obejrzenie meczu… Może nie wystarczyło mi odwagi? Może powinienem skorzystać z okazji, jak proponowano nam wyjazd i świetną pracę za granicą? Może mogłem kupić dom w innym miejscu… Czy się sprawdziłem jako facet? Czy mogłem żyć mniej zachowawczo, a bardziej odważnie?”.
Mężczyzna zaczyna rozumieć, że na wiele spraw zaraz będzie za późno, że zaraz przyjdzie starość, choroby i… szary koniec dla jego wielkich marzeń… I na to wszystko, na ten cały bolesny potok przemyśleń i lekkiej paniki przychodzi kobieta – kobieta mądra lub kobieta spanikowana i działająca bardzo nierozsądnie. Co się wydarzy, kiedy mężczyznę na takim etapie zasypie hasłami typu: „mąż Aśki wybudował lepszy dom”, „lepiej wygląda”, „właśnie zmienił samochód”? Co się wydarzy, kiedy kobieta boleśnie uświadomi mężczyźnie, że faktycznie wiele rzeczy mógł zrobić lepiej?
Szukamy winnych
Zapewne spotka ją atak w samoobronie oraz padną bolesne słowa, których nigdy nie chciałaby usłyszeć. Bo oto u zranionego przez kobietę mężczyzny może zakiełkować myśl: „To przez nią nie wziąłem lepszej pracy, to przez nią byłem zachowawczy, to dla niej siedziałem w mieście, którego nie lubię, to dla niej i dla dzieci jeździłem rodzinną skodą zamiast mustangiem…”.
I co się dzieje? Jest winna kryzysu. Okazuje się, że to ona jest wszystkiemu winna. Olśnienie u mężczyzny – to przecież przy niej wyłysiał i przytył, to przy niej ugrzązł, to ten związek jest problemem. Nagle znajduje się przeszkoda, która zablokowała marzenia młodości i pojawia się niebezpieczny moment dla związku. O ile dziesięć lat wcześniej mężczyzna nie miałby odwagi rzucić wszystkiego, o tyle na tym etapie uświadamia sobie, że to ostatni dzwonek, by usunąć wszystkie przeszkody, aby zacząć to „wymarzone życie”, w którym w końcu będzie ważny ON, a nie tylko kobieta i dzieci.
Boimy się, że on znajdzie „lepszy model”
Żadnej kobiecie nie polecam ryzykować wojny na tym etapie życia, lepsze będą: wyrozumiałość, zrozumienie, dystans, skupienie na swoich sprawach, na rozwoju. Nie mówię, że należy nadskakiwać, sztucznie się odmładzać, za wszelką cenę zwracać na siebie uwagę męża. Szczera rozmowa przeprowadzona z dystansem działa cuda. Ważne są także inne gesty: wieczór przy lampce wina, uśmiech, wysłuchanie opowieści o jego marzeniach, poważne podejście do tematu zakupu nowego auta „tylko na jego potrzeby”, poważne podejście do deklaracji, że właśnie będzie żeglował po morzach… Kiedy go wysłuchamy, nie wyśmiejemy, nie poniżymy – mężczyzna sam skalkuluje, czy jest to rozsądny pomysł i często z niego zrezygnuje. Musi jednak podjąć decyzję SAM, a nie znów słuchać nakazów żony. Jeżeli marzenie męża jest realne, to może lepiej przez dwa kolejne lata znosić jego ekscytację czerwonym samochodem niż budować życie na gruzach po jego odejściu. Może warto skupić się bardziej na nim niż na dzieciach, a wtedy… otrzymamy to samo w zamian. Poświęcenie uwagi, wspólne, aktywne spędzanie czasu jest dla mężczyzny na tym etapie bardzo ważne. O ile rozumiał on, że malutkie dzieci wymagały ciągłej opieki, to teraz widzi, że dalej stoi na szarym końcu, mimo że w domu są już nastolatki.
Często mówimy, że mężczyźni po czterdziestce odchodzą do młodszych kobiet dla ich wyglądu. Moim zdaniem, nie jest to prawda. Mężczyźni odchodzą, ponieważ u młodszych kobiet widzą w oczach energię, ekscytację, radość z nowych planów. Przy nich zaczynają sami ze sobą czuć się młodziej, są bardziej energiczni, odżywają. Dostają skrzydeł, bo ktoś daje im energię i nadzieję, że jeszcze coś mogą przeżyć, zdobyć, pokonać, że stać ich na więcej niż „mecz i kapcie”. Jeżeli mężczyzna dostanie to od swojej kobiety – zaczyna lepiej czuć się sam ze sobą. To nie jest problem wieku kobiety, tylko jej energii, zachowania, marzeń, które być może dawno zarzuciła. To czas, w którym oboje mogą szczerze porozmawiać o zmianach, o ukrytych pragnieniach i wspólnie zacząć je realizować.
Zmieniamy się nawzajem
Każdemu na tym etapie polecam zmiany. Nie na siłę, nie dla otoczenia, ale w zgodzie z naszymi marzeniami. Jeżeli dom, w którym mieszkamy, nie do końca nam odpowiada – nie bójmy się go sprzedać i zmienić. Jeżeli możemy spełniać marzenia, uprawiać hobby – nie zostawiajmy tego na później, aż odejście jednego z partnerów nas do tego zmobilizuje. Ludzie po latach często wchodzą w schematy – telewizor, stałe zajęcia, rutyna. Przełamanie monotonii, szacunek dla partnera i jego kryzysów to szansa na wspaniałą, nową przyszłość z tym samym partnerem.
To wszystko wymaga pracy, bo „do tanga zawsze trzeba dwojga”. Jeżeli jednak zależy nam na partnerze, warto uświadomić sobie, jakie wysyłamy mu komunikaty: czy go poniżamy? czy dodajemy mu skrzydeł? czy go wspieramy? czy go akceptujemy i – przede wszystkim – czy pokonujemy zazdrość i lęk? Pielęgnowane, te dwa uczucia zabiją każdy związek, szczególnie w momencie kryzysów wiekowych.
Życzę każdemu wspaniałego związku z samym sobą, aby móc stworzyć związek z drugim człowiekiem. Dać żyć drugiemu, żyć szczęśliwie z samym sobą i cieszyć się jednocześnie wspólnym życiem – najwspanialsza sztuka.
Autor: Agnieszka Zydroń, businesswoman, felietonista www.agnieszkazydron.pl