Adwokat to wymagający, a zarazem piękny zawód, ale to tworzenie sprawia, że jestem w innej rzeczywistości, oczyszczam umysł i odpływam, mając poczucie, że jest to mój świat i droga dla mnie – mówi Agnieszka Tyczkowska, prawniczka, karateka i artystka, która w żywicy odnalazła swoją pasję.
BWL: Po emisji seriali takich jak „Ally McBeal” czy „Prawo Agaty” wiele młodych kobiet zamarzyło, by tak jak główne bohaterki toczyć walkę o sprawiedliwość na sądowej sali. Czy bycie adwokatem zawsze było Pani marzeniem?
AT: Paradoksalnie bycie adwokatem nie było moim marzeniem. Już jako dziecko uwielbiałam wszelkie prace plastyczne, a na zajęciach szkolnych z techniki czułam się jak ryba w wodzie. Marzyłam o Akademii Sztuk Pięknych, gdyż czułam, że tam rozwinę swój talent, ale ostatecznie nie poszłam za głosem dziecięcego serca. Wybrałam zawód adwokata, ponieważ w latach dziewięćdziesiątych, kiedy zdobywałam wykształcenie, niewiele było cenionych profesji, które tak jak ta, opierały się na zasadach osadzonych w wieloletniej tradycji. Miałam to szczęście, że w mojej rodzinie były osoby, które prowadziły własne kancelarie, więc od dziecka mogłam obserwować ich pracę od kuchni.
BWL: Adwokat o artystycznej duszy to niecodzienne połączenie. Czy Pani wewnętrzna wrażliwość pomaga, czy raczej przeszkadza w pracy zawodowej?
AT: Moje wrażliwe usposobienie jest zdecydowanie atutem. Chociaż udało mi się w wystarczającym stopniu nabrać dystansu do ludzkich problemów, to mimo wszystko zawsze towarzyszą mi emocje. Sama jestem mamą dwójki nastolatków, więc potrafię zrozumieć rodziców „walczących” w sądzie o dzieci. Podobnie pojawia się współczucie dla osób, które domagają się zadośćuczynienia, gdy doznały poważnych obrażeń ciała w wypadku komunikacyjnym lub straciły w nim osobę bliską. Siłą rzeczy niektóre sprawy niosą ze sobą duży ładunek emocjonalny, a adwokat jest na pierwszej linii frontu, aby się z nim zmierzyć. Bez emocji byłabym tylko „rzemieślnikiem”.
BWL: Weź w garść swój czas, zanim ci życie nie powie, że pass – tak brzmią słowa piosenki Filipa Lato. Pani nie odholowała swojego artystycznego życia, tylko postawiła je na właściwe tory, tworząc markę Home Art Concept.
AT: Prawdziwej pasji nie sposób stłumić. Prędzej czy później przypomni o sobie, domagając się spełnienia. Mimo że zawodowo realizuję się na sali sądowej, to wciąż podąża za mną miłość do tworzenia czegoś wyjątkowego i namacalnego. W 2016 roku zaczęła się moja przygoda z żywicą epoksydową, w której zakochałam się bez pamięci. Eksperymentowałam z różnymi rodzajami żywicy, cierpliwie uczyłam się panowania nad tym niesfornym materiałem, który daje nieskończone możliwości formowania i barwienia. Kiedy się już dobrze ją opanuje, to można w niej zatapiać różne elementy i łączyć z innymi tworzywami. Ciągle staram się doskonalić moje rzemiosło na szkoleniach z żywicy, ale również na kursach stolarskich, które pozwalają mi tworzyć ciekawe formy moich zegarów.
BWL: Jakie przedmioty wychodzą spod Pani rąk i skąd czerpie Pani inspirację?
AT: Moją miłością są zegary. Pragnę, by każdy z nich był wyjątkowy, stanowił ciekawą ozdobę wnętrza i cieszył oko właściciela. Urzekło mnie odkrycie, że im większa średnica zegara, im większa grubość tarczy, tym efekt jest bardziej zachwycający. Obecnie przygotowuję niemal metrowy zegar na bazie wielkiego plastra z naturalnie pękniętego grabu. Poza zegarami wykonuję także stoliki kawowe, lustra, podstawki pod świece czy kieliszki według autorskich projektów. Inspiracją może być fantazyjnie ułożona tkanina, plamy z soku, czy ciekawe połączenie kolorów na czyimś ubraniu. Kiedy widzę spróchniały i spękany plaster drewna, mam milion pomysłów na jego wykorzystanie.
https://www.facebook.com/HomeArtConceptcom
Instagram : home_art_concept
info@homeartconcept.com