Na przestrzeni ostatnich lat jednym z najczęściej powtarzanych słów jest „kryzys”. Nie mamy do czynienia jedynie z pojęciem: problemy ekonomiczne stały się zmorą państw, firm, a także gospodarstw domowych. Wiele osób szukając oszczędności szybko rezygnuje z mniej istotnych wydatków. Nierzadko jest to zbędne poświęcenie – aby zaoszczędzić pieniądze wystarczy mądrze zarządzać swoim portfelem. Za przykład może posłużyć minimalizowanie kosztów spłaty kredytu.
Pożyczanie pieniędzy nie jest niczym nowym – ludzkość stosuje kredyty od bardzo dawna i szybko się to nie zmieni. Nie brakuje głosów przekonujących, że do ostatnich perturbacji na globalnym rynku finansowym doprowadziło właśnie życie na kredyt. Trudno sobie jednak dzisiaj wyobrazić np. wybudowanie domu czy kupienie mieszkania bez zaciągnięcia pożyczki w banku. Poważna część tych zobowiązań została zaciągnięta w walucie obcej – głównie w euro i we frankach szwajcarskich. Obywateli z takimi kredytami naliczymy w kraju kilkaset tysięcy. Zapewne nie wszyscy znają pojęcie spreadu walutowego. Cóż to takiego?
W najprostszym ujęciu jest to różnica pomiędzy kursem sprzedaży a kupna danej waluty. Ten pierwszy jest zawsze wyższy od drugiego – banki oraz kantory kupują taniej i sprzedają drożej, dzięki czemu zarabiają pieniądze. Im wyższy spread, tym gorzej dla kredytobiorcy, który musi ponosić dodatkowe koszty związane ze spłatą pożyczki. Jeszcze kilka lat temu banki stosowały różne zabiegi, by uderzyć klientów po kieszeni. Kursy walut w bankach były znacznie mniej korzystne (dla klienta), niż w kantorach – wysoki spread nierzadko podnosił wysokość miesięcznej raty kredytu nawet o kilkadziesiąt złotych (choć zdarzały się jeszcze poważniejsze sumy).
Rok 2009 przyniósł zmiany wynikające z zaleceń KNF (Rekomendacja S II), ale nie do końca spełniły one swoje zadanie. Banki umożliwiły klientom spłacanie kredytu w walucie, w której go wzięli, a kredytobiorca mógł kupować walutę tam, gdzie najbardziej mu się to opłacało. Jednak w niektórych bankach pojawiały się dodatkowe opłaty związane m.in. z aneksami do umowy czy przelewami i rachunkami walutowymi. To oznaczało koszty, które mogły przerastać potencjalne zyski. Sytuacja uległa poprawie w roku 2011, gdy w życie weszła tzw. ustawa antyspreadowa.
Ustawa antyspreadowa ułatwiła spłacanie kredytu w obcej walucie i umożliwiła zmniejszenie kosztów tej operacji. Przepisy objęły swym zasięgiem nie tylko nowe kredyty, ale też te zawarte wcześniej (ale tylko części niespłacone do dnia wejścia ustawy w życie). Klient mógł zatem pójść do kantoru kupić np. franki i bez problemów oraz dodatkowych opłat spłacić nimi część kredytu. Takie rozwiązanie nie jest jednak pozbawione wad: oferty różnych kantorów trudno porównać, poszukiwanie najatrakcyjniejszego kursu i wymiana mogą być czasochłonne, spada także bezpieczeństwo transakcji. Na szczęście pojawiło się jeszcze lepsze rozwiązanie – kantory internetowe.
Przykładem kantoru internetowego jest Fritz Exchange. Co zyskuje jego klient? Przede wszystkim atrakcyjny dla kredytobiorcy spread (znacznie lepszy od tego, jaki oferuje bank czy tradycyjny kantor). Oszczędza się także czas – transakcję przeprowadza się on-line (nie trzeba zatem wychodzić z domu) i można jej dokonać przez całą dobę. Klient zyskuje bezpieczeństwo, gdyż nie musi się przemieszczać z gotówką, a operacja internetowa jest odpowiednio chroniona. Pojawiają się także dodatkowe opcje i bonusy, które przemawiają za tą formą spłacania kredytu. Dlatego warto wziąć ją pod uwagę.
Wiele osób sceptycznie odnosi się do możliwości oszczędzania na spreadzie walutowym. Ludzie ci uważają, że gra nie jest warta przysłowiowej świeczki i nie ma sensu szukać alternatywy dla kursu walut w banku. W ich mniemaniu kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt złotych w skali miesiąca nie robi różnicy. Jest to jednak błędne założenie. Wystarczy pomnożyć owe „kilkanaście złotych” razy liczbę rat, a tych zazwyczaj jest całkiem sporo (spłata kredytu rozkładana jest przeważnie na kilkadziesiąt lat). Nierzadko okazuje się, że w grę wchodzą poważne sumy i lepiej zatrzymać je w swoim portfelu.
Autor: Jakub Mazgaj