<strong>Wodne sprawy</strong>
Przeczytasz w 4 minuty

Wodne sprawy

Sielankowy, wakacyjny obrazek – plaża, morze, pragniesz usiąść i słuchając szumu fal, patrzeć na wodę. Zazwyczaj w takiej chwili oczekujemy spokoju, przyjemności, ukojenia… No właśnie, mamy swoje oczekiwania. A co dajemy w zamian? Jaka jest nasza wiedza o wodzie? Czy czujemy, że jej problemy nas dotyczą? Czy woda w ogóle może mieć jakieś problemy? Żyjemy dzięki niej (stanowi ok. 70% naszego ciała) i na niej (spójrz na zdjęcia Ziemi z kosmosu – mieszkamy na niebieskiej planecie) – to są fakty. Na co dzień przyjmujemy, że ten zasób jest i będzie na nasz użytek i na tym właściwie większość z nas kończy swoją refleksję.

Piszę ten artykuł w wiosenny, burzowy poranek. Zapowiadają, że będzie padać przez cały tydzień. Czy to oznacza, że mamy w Polsce dużo wody? Czy jednak jest nam bliżej do przysłowiowego Egiptu. Mam wrażenie, że żyjemy w takim klimatycznym Oku Cyklopa, parafrazując obraz przedstawiony w książce Sławomira Kozaka o tym tytule. Zmiany klimatu determinują naszą rzeczywistość – tu i teraz, nie łudźmy się, że to dotyczy przyszłych pokoleń. Nie dajmy się zwieść rozkładanym ciągle parasolom, bo przecież woda leci z nieba. Na czym zatem polega problem z wodą w naszym kraju i jak bardzo powinniśmy się martwić?

Odpowiedź na to pytanie wymaga napisania przynajmniej kilku artykułów, co czynimy nieustannie w „Wodnych Sprawach”, jednak postaram się, jak tylko mogę, krótko i treściwie odpowiedzieć na nie tutaj. Powtarzamy często, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Nie inaczej jest w tym przypadku, ale trudnością nie są wyłącznie finanse na inwestycje w sektorze wodnym, ale przede wszystkim, drogi Czytelniku, pieniądze na uświadamianie Ciebie i pozostałych milionów Polaków, że problem z wodą w kraju istnieje oraz na przedstawienie i nauczenie, jak można go mitygować.

Mam wrażenie, że lubimy leczyć zamiast zapobiegać. Dla dobra wody i nas samych należy czynić odwrotnie. Ile zatem tej wody mamy i czy jest się czego obawiać? Ilość opisywana jest często przez pojęcie zasobów wodnych. Mamy w kraju zasoby wód powierzchniowych i podziemnych. W rzeczywistości Polska jest w końcówce państw europejskich pod względem dostępnych zasobów wody na mieszkańca, ale nie to stanowi o naszym problemie. Naszym błędem jest to, że w taki deszczowy dzień jak dzisiaj pozwalamy tej wodzie odpłynąć. Jak? Po prostu. Woda spływa z różnych powierzchni do kanałów czy mniejszych cieków, następnie do większych rzek, nimi do morza i tyle ją widzieliśmy.

Kluczem jest coraz powszechniej znane słowo – retencja, czyli zatrzymanie wody w miejscu, w którym spadła. Może mieć ona różne oblicza – od naturalnej (bagna, mokradła, naturalne odcinki rzek) po sztuczną (duże zbiorniki wodne). W tej chwili wiemy już, już się nauczyliśmy, że wszystko, co bliższe naturze, działa na naszą korzyść. Tak samo jest z retencją – im bliższa środowisku, tym większe korzyści będziemy z niej czerpać. Jaki z tego wniosek? Zatrzymujmy wodę na czas, kiedy będziemy zmagać się z jej niedoborami. Zatrzymujmy wodę na swoim balkonie, w swoim ogródku, nie pozwólmy betonować naszych osiedli i miast. Susza może być bardzo dotkliwa. W ubiegłym roku przekonaliśmy się o tym wszyscy, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie (pojawiły się informacje, że taka susza nie dotknęła tej części świata od 500 lat). Rolnicy tracili uprawy, życie w rzekach wymierało, przemysł walczył z niedoborami wody. Skutki odczuwamy nadal, także w portfelach, ceny żywności poszybowały w górę nie tylko z powodu inflacji.

Problemem powiązanym z brakiem wody jest także jej jakość. Doniesienia medialne i aktualny stan Odry nie pozwalają nam zapomnieć o katastrofie ekologicznej i tysiącach ton martwych ryb płynących tą rzeką. Czy do katastrofy musiało dojść? Oczywiście, że nie. Czy przy obecnym systemie gospodarowania wodą można było temu zapobiec? Śmiem wątpić. Niestety z dużym opóźnieniem reagujemy na zmiany klimatu, na nasilenie się zjawisk ekstremalnych, tj. powodzi i susz, niedoborów wody.

Wyobraźmy sobie, że obok naszego domu płynie strumyk. Nawet nie bardzo interesując się jego istnieniem, możemy dostrzec pewną prawidłowość – w zimie nie zwracamy na niego uwagi, trochę wody płynie, trochę zamarza, za to latem zaczyna nas drażnić. Głównie dlatego, że go czujemy w sensie dosłownym – śmierdzi. Oczywiście temperatura i susza robią swoje – wody jest mało, do tego brudnej. Zaczynamy się zastanawiać, czy ktoś odprowadza do niego ścieki. Od takiej wody trzymamy się z daleka. Tak jak kiedyś od Wisły w Warszawie. W latach 80. krążyły pogłoski, że po kontakcie z wodą z naszej największej rzeki zaczniemy świecić.

Podobny schemat, jak w przypadku małego strumyka, działa w odniesieniu do dużej rzeki, np. takiej jak Odra. Mamy tysiące użytkowników, w tym wielkie zakłady przemysłowe, które gdzieś te mniej lub bardziej oczyszczone ścieki muszą odprowadzać, a kiedy wody w cieku jest niewiele, to płynie sam ściek. Jak zachować życie biologiczne w takiej „wodzie”? To po prostu niemożliwe. Dodatkowo, przy odpowiednim zasoleniu (zasolone wody odprowadzają np. zakłady przemysłowe, kopalnie), zachodzą warunki środowiskowe, korzystne do rozwoju różnych nowych u nas gatunków np. złotej algi, która uśmierca ryby na całym świecie.

Jak my na to reagujemy? Niewątpliwie słusznym oburzeniem. Samo oburzenie jednak nie pomoże. Potrzebne są głębokie zmiany systemowe, dostosowane do Oka Cyklonu. Nie dalej jak dzisiaj widziałam sondaż pt. „Czy Polacy chcą zakazać odprowadzania ścieków do Odry?” Oczywiście większość odpowiedziała, że tak, a moim zdaniem powinno zostać zadane również drugie pytanie – Co byś z tym ściekami zrobił/zrobiła? Jestem niezmiernie ciekawa, jak brzmiałyby odpowiedzi. Jaki z tego wszystkiego wniosek? Woda jest dla nas, ale my także powinniśmy być dla wody. Zrozumienie jej potrzeb jeszcze przed nami. Zarówno przed administracją, jak i przed społeczeństwem.

Wróćmy jednak do przyjemności, od której zaczęliśmy – wyobraźmy sobie (co poniektórzy, czytając ten tekst w czasie wakacji, pewnie nie muszą) – morze, plaża, wpatrujemy się w wodę i ufamy, że zawsze będzie dla nas ukojeniem, przyniesie nam relaks i radość. Bądźmy dobrzy dla siebie – dla wody w nas i wokół nas.

Agnieszka Hobot, redaktorka naczelna „Wodnych Spraw”

www.wodnesprawy.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zaloguj się

Zarejestruj się

Reset hasła

Wpisz nazwę użytkownika lub adres e-mail, a otrzymasz e-mail z odnośnikiem do ustawienia nowego hasła.