Czy założenie konta na portalu randkowym i flirtowanie z innymi użytkownikami to już zdrada? Przez internet trudno czynić zalotne gesty, a więc pozostaje prowadzenie kokieteryjnych rozmów. Czy mogą one być oznaką niewierności? Każdy definiuje ją inaczej i to, co dla jednej osoby stanowi już przekroczenie granicy lojalności, dla drugiej nie jest nawet początkiem romansu.
Fizyczność a emocje
Dla niektórych francuski pocałunek jest bardzo intymnym kontaktem fizycznym, a dla innych mało znaczącą chwilą przyjemności. Dla tych pierwszych dotyk to deklaracja chęci wejścia w związek, a dla tych drugich liczy się dopiero partnerstwo emocjonalne. Gdy spotykają się dwie podobne pod tym względem osoby, potrafią ustalić granice w swoim związku. Gorzej, jeśli w relację wchodzą zupełnie odmienne jednostki. Wtedy trzeba rozróżnić pojęcie zdrady fizycznej i emocjonalnej. Z wielu badań wynika, że większość mężczyzn przywiązuje większą wagę do tej pierwszej, a kobiet do tej drugiej. Dlatego kobieta może się czuć zdradzona, gdy odkryje, że jej partner nawet tylko emocjonalnie zaangażował się w relację z inną, na przykład w internecie.
Flirt nigdy nie jest niewinny
Flirt w sieci to bardzo ryzykowna gra. To jak puszczanie oka do kogoś, sugestia, że między dwójką ludzi mogłoby się coś wydarzyć, a czasem nawet zachęta do tego. Takie pogawędki nigdy nie są niewinne, bez względu na to, czy uznamy je za zdradę, czy nie. Nic więc dziwnego, że specjaliści tropiący dowody zdrady z firmy Detektyw24 bardzo uważnie przyglądają się działaniom sprawdzanej osoby w internecie. „Sieć jest częstym miejscem flirtów, ale stanowi też miejsce, w którym osoby szukające romansu poznają kogoś, z kim później spotykają się w rzeczywistości. I wtedy nie ma już wątpliwości co do intencji takiego kontaktu” – mówi jeden ze specjalistów z tej branży, prosząc o anonimowość.
Zarówno realna, jak i wirtualna zdrada jest zawsze bolesna. Burzy dotychczasowy porządek świata, zaufanie do drugiego człowieka, obniża pewność siebie i poczucie własnej wartości. Dlatego czasem warto się zastanowić, gdzie leży cienka linia, za którą nikt nie chciałby przyłapać swojego partnera ani samemu się na niej znaleźć.