W niedziele świat jak co roku (23 lutego) zacznie wołać o alarmujących statystykach zapadalności na depresje, skutkach jej lekceważenia, bądź marnych efektach jej leczenia. Media będą prosiły o komentarz ekspertów i od psychiki i psychiatrii, a nikt raczej nie zapuka do drzwi socjologów, którzy jak na dłoni widzą pewne tendencje społeczne na przestrzeni choćby ostatniego wieku. Dlatego jako lekarz od „szczęścia” choćby tylko pozornego, chirurg specjalizujący się w naprawach lub poprawkach tego co natura stworzyła, nie tak jakbyśmy sobie tego życzyli, lekarz z prawie 30 letnią praktyką, pozwalam sobie wygłosić swój manifest depresyjny rzucając nieco innego światła na ten problem. Choć tylko z perspektywy tylko pewnej grupy cierpiących, acz pukającej do mego gabinetu coraz częściej i częściej.
Światowa Organizacja Zdrowia już od dawna przestrzega, że depresja to choroba cywilizacyjna, czwarta wśród innych na tej liście i niezbędna jest społeczna edukacja jej istoty. Według danych WHO podobno już 350 mln osób na świecie cierpi na depresję i co roku te liczby tylko rosną, choć problem jest odpowiednio nagłaśniany, bo nie tylko powoduje zakłócenia społeczne, rodzinne ale również czyni nas najbardziej nieszczęśliwą cywilizacją przy jednoczesnym najwyższym wskaźniku życiowego komfortu. Najczęściej diagnozowana jest u osób między 20. a 40. rokiem życia i są to dwukrotnie częściej kobiety niż mężczyźni, choć to na nich pada ciągle jednak większa presja performowania z sukcesem w każdej dziedzinie. Być może ma to jakiś związek z emocjonalnością kobiet, ich wrażliwą gospodarką hormonalną bądź przyjmowaniem przez nie niektórych leków – zwłaszcza hormonalnych. Jako lekarz do którego od wielu lat zgłaszają się w przeważającej liczbie jednak przedstawicielki płci pięknej, latami robiłem pewne obserwacje i wyciągałem wnioski niczym psychoterapeuta, by odgadnąć co trapi dusze moich pacjentek, gdy przychodzą z potrzebą często przesadnej transformacji tego co matka natura im dała na kredyt.
Kiedy z początkiem lat 90 zaczynałem poprawiać to co było niesatysfakcjonujące dla tylko indywidualnego poczucia piękna, powszechnie mówiło się , że depresja to choroba ludzi bogatych , którzy nie maja celu w życiu i z nudów zapadają na cięższy rodzaj melancholii. Przyznaję osobiście prowadziłem takie panie, które wynajdowały sobie co i rusz inny powód do smutku i braku życiowej satysfakcji. Moje zabiegi pomagały im na chwile przynosząc ulgę w dylematach natury estetycznej, ale często wracały do mnie po roku lub dwóch wynalazłszy w sobie kolejny defekt do poprawki….zupełnie jakby depresja wróciła zgodnie z kalendarzem depresji, który pokazuje, że choroba ta ma skłonność do nawrotów. Prawdopodobnie aż 75 proc. chorych zachoruje ponownie w ciągu 2 lat od wyleczenia poprzedniego epizodu depresyjnego. Taką też obserwację poczyniłem w moim gabinecie medycyny estetycznej, choć pacjentki nie przyznawały się do choroby psychicznej, a jedynie do braku satysfakcji z własnej fizyczności. Dodam jeszcze, ze były to panie raczej po niż przed czterdziestką.
Dziś po prawie 30 latach moje obserwacje są jeszcze bardziej niepokojące. Żyjemy w kulcie dobrego samopoczucia, odnoszenia sukcesów, bycia podziwianym, bycia przebojowym. Żyjemy w kulcie nieskazitelnego wręcz piękna. Nie dziwi mnie więc fakt, że dziś powszechnie mówi się, że na depresje zapadamy z bezradności życiowej. Osobiście rozmawiam z coraz młodszymi kobietami w moim gabinecie, które cierpią nie z braku zadań w życiu, a z porównywania się z tzw. influencerami. Ci dzisiejsi kreatorzy życia, kreują absurdalnie sztuczny świat, a jednak tak bardzo przez nas pożądany, że brak jego namiastki we naszym życiu napawa nas beznadzieją.
Żyjemy w czasach jak nigdy wcześniej piętnujących negatywne emocje, oraz wszelkie odstające od normy cechy wyglądu. Zdarzają mi się panie z różnymi przyczynami rozpaczy wewnętrznej, które żadną siłą perswazji nie dały się odwieść od planu zmiany w sobie czynnika odpowiedzialnego za, jak mawiały gorszą jakość życia. Od nieznacznego graba na nosie, przez zbyt niewłaściwy kształt łuków brwiowych na grubości pęciny dolnej kończąc. I choć zawsze powtarzam, że medycyna jest dla ludzi by byli tylko zdrowsi ale i piękniejsi, to zdarzają mi się sytuacje, że walczę sam ze sobą próbując przekonać moje pacjentki do samych siebie, aż kiedyś dosłownie skierowałem jedną z nich po pomoc do mojego kolegi po fachu acz specjalizującego się w pięknie kobiecej psychiki bo nie dawałem rady potrzebom jej kobiecej fizyczności. W takich dniach jak 23 luty zawsze będę wracał pamięcią do dnia gdy przyszła do mnie dziękując po latach, za to, że nie podjąłem się jej przesadnej transformacji, tylko wysłałem po pomoc do specjalisty od samoakceptacji…Takie chwile dają poczucie, że lekarz, jakiejkolwiek specjalizacji, to jednak prawdziwa misja.
Mówi się że, przyczyny depresji są złożone – że są to czynniki tak społeczne, psychologiczne jak i biologiczne. Sprzyjają jej niekorzystne zdarzenia życiowe (bezrobocie, utrata bliskiej osoby, uraz psychiczny). Jej dominującym objawem są zaburzenia nastroju, zwłaszcza długotrwałe poczucie przygnębienia. Chory przestaje cieszyć się życiem, traci zainteresowanie życiem w krótszej a nawet dalszej perspektywie, rzeczami, które dotychczas były dla niego ważne. U prawie 50 proc. pacjentów zwiastunem depresji są zaburzenia sen, dlatego gdy moje pacjentki z apatią i bóle w głosie wyznają mi, że dosłownie sen z oczu spędza im ta lub inna wada urodowa, zaczynam zastanawiać się czy to tyko swoisty eufemizm czy już objawy depresji, prowadzącej do najgorszego jeśli nie wykonam satysfakcjonującej poprawki. Moje pacjentki są coraz młodsze, i ta grupa jest już zdecydowanie coraz liczniejsza. Według WHO samobójstwa popełnia około miliona osób co roku na świecie. Dodatkowo niepokojący jest fakt, że są to osoby pomiędzy 15. a 29. rokiem życia. Moje zdesperowane by zmienić się na lesze pacjentki najczęściej maja właśnie około 30 roku życia, ale tez zdarzyło mi się nie raz że u progu stanęła mama która na 18 urodziny przyszła córce zrobić lepszy biust. Choć nie powinien marudzić i zadanie swe wykonać, to jako lekarzowi starej daty na co dzień przyświeca mi przysięga Hipokratesa „primum non nocere”, dlatego takie wizyty budzą u mnie prawdziwie społeczny niepokój.
Czytałem ostatnio, że, polskie nastolatki coraz częściej zgłaszają w Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży z objawami depresji i myśli samobójczych i że według Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w Polsce co miesiąc sprzedawanych jest 1,5 mln opakowań leków przeciwdepresyjnych co wskazuje jakby tyleż samo Polaków chorowało na depresję. Eksperci tematu podkreślają z naciskiem na trudności z samym rozpoznaniem czy faktyczne do czynienia mamy ze zbiorowa histerią czy zbiorowa depresja. W efekcie tego problemu wielu chorych nie otrzymuje właściwego leczenia, podczas gdy tym, u których depresję rozpoznano błędnie, podaje się leki przeciwdepresyjne. Nasuwa się analiza z mojego punktu obserwacji, że choć depresja jest powszechnie znana to połowa osób cierpiących na nią nie zgłasza się jednak do właściwego lekarza po konkretna pomoc, a szuka innych środków zaradczych swojego zaburzonego nastroju. Jedni lekceważą jej objawy zwalając przyczynę na zła pracę, inni na kiepski status materialny a jeszcze inni jak moje pacjentki na defekty urodowe. Gdy poruszam ten temat z kolegami lekarzami, różnych specjalizacji padają komentarze, że niektórzy boją się też leczenia lekami przeciwdepresyjnymi. Sądzą, że to psychotropy, zmieniające osobowość, uzależniające, ale podobno przy dzisiejszym zaawansowaniu farmakologii, są to tylko mity.
Każdy z nas lekarzy spotyka się z różnymi przejawami depresji u naszych pacjentów. Każdy z nas ma swoje spostrzeżenia i wnioski, każdy z nas widzi, że obecnie depresja jest najczęstszą chorobą psychiczną. Każdy z nas widzi naglącą potrzebę zaradzenia tej chorobie cywilizacyjnej. Dlatego, dopóki nie zaczniemy w takich dniach jak Światowy Dzień Cierpiących na Depresję mówić więcej o pełnej samoakceptacji, o szacunku do własnej indywidualności, o wdzięczności za to co mamy, o przyglądaniu się sobie z dumą bardziej niż innym z zachwytem, dopóty ani postęp medycyny ani alarmujące autorytety nie poprawią statystyk szacujących, że około 30-50 proc. ludzi chociaż raz w swoim życiu cierpiało na zaburzenia depresyjne lub będzie cierpiało. Tym smutnym akcentem składam swój manifest depresyjny.
Dr Adam Gumkowski – specjalista II stopnia chirurgii ogólnej – w 2009 roku w Cambridge zdał egzamin z zakresu chirurgii estetycznej. Jest członkiem International Board of Cosmetic Surgery, European Academy of Cosmetic Surgery oraz International Society of Lipolysistherapy.
Od 1992 roku zajmuje się chirurgią estetyczną. Specjalizuje się w zabiegach mało inwazyjnych: w szczególności modelowania sylwetki za pomocą liposukcji, przeszczepów własnej tkanki tłuszczowej w dowolne miejsce ciała oraz w zabiegach bezbliznowego podnoszenia i powiększenia piersi.
Jako pierwszy w Polsce chirurg w zakresie chirurgii estetycznej i certyfikowany członek International Board of Cosmetic Surgery przeprowadza zabiegi podniesienia piersi za pomocą siatki, szkoli lekarzy w zakresie implantacji nici wchłanialnych i niewchłanialnych w celu podniesienia twarzy i szyi oraz obsługi laserów.
Dr Gumkowski uzyskał wiele prestiżowych tytułów i dyplomów, ukończył specjalistyczne kursy, jak m.in. II International Course Advances of Plastic and Aesthetic Surgery w Barcelonie, Advance International Course of Aesthetic Surgery w Rzymie, II International Course of Rhinoplastia w Madrycie i wiele innych. Uczestniczy w licznych szkoleniach w kraju i zagranicą stale podnosząc swoje kwalifikacje i przenosi swoje doświadczenia szkoląc lekarzy w Polsce i za granicą. Stworzona przez niego AGKlinik-klinika sztuk pięknych to miejsce , w którym od ponad 27 lat pacjenci i pacjentki poddają się zabiegom dzięki, którym pooprawia się ich samopoczucie i samoocena, a co najważniejsze często jakość życia.