Katarzyna Glinka to aktorka, twardo stąpająca po ziemi kobieta i mama dwójki dzieci. Po latach doświadczeń otwarcie mówi o swojej sile, macierzyństwie i nowym projekcie, który niebawem ujrzy światło dziennie.
BWL: Czy już w dzieciństwie wiedziała Pani, że chce zostać aktorką?
KG: Wydaje mi się, że nie miałam jeszcze wówczas takiej myśli w głowie. W tym sensie, że moje myśli nie były jeszcze sprecyzowane, chociaż pamiętam, że już jako mała dziewczynka miałam taką potrzebę przebierania się i zakładania na siebie sukienek mamy, a następnie udawania scenek rodzajowych. Zakładałam suknię ślubną mojej mamy i inscenizowałam sceny z życia dorosłych. Wcielałam się też w postać zakonnicy, modląc się przed lustrem.
BWL: A kiedy ta myśl pojawiła się świadomie?
KG: W liceum zaczął u mnie kiełkować taki pomysł, wtedy też zapisałam się do Miejskiego Ośrodka Kultury, gdzie funkcjonowała grupa teatralna i wówczas też po raz pierwszy poczułam magię sceny oraz moc, jaką właśnie ona niesie.
BWL: A pamięta Pani swoją pierwszą rolę, postać ekranową?
KG: Takim momentem, ważnym wówczas dla mnie, była rola u Patryka Vegi w „Kryminalnych”. Była to dla mnie przełomowa rzecz, tym bardziej że Vega miał określone, specyficzne metody pracy. Kiedy moja postać miała płakać, to nie było sztucznych kropel do oczu, tylko moje łzy musiały być naturalne. Ten czas był dla mnie bardzo owocny, ale też ogromnym wyzwaniem była dla mnie moja postać i wcielenie się w nią. Po tej roli otrzymałam też propozycję od pana Tadeusza Lampki w „Barwach szczęścia”, która okazała się przełomem, jeśli chodzi o moją rozpoznawalność.
BWL: A czy nie zdarzyło się, by pomyślała Pani, że to nie ta droga, że chce Pani zrezygnować z aktorstwa?
KG: Miałam taki moment zawahania. Pojawił się po urodzeniu mojego pierwszego syna. Byłam wówczas nieco przesycona tym, co niesie mój zawód. To był czas, kiedy byłam też po roli w serialu „Tancerze”, która mnie mocno eksploatowała, ponieważ grałam i we Wrocławiu, i w Warszawie, będąc w permanentnym biegu i podróży. Po urodzeniu mojego syna uznałam, że nie potrzebuję już takiego intensywnego i przebodźcowanego świata. I w istocie nie były to tylko puste słowa czy refleksje, ponieważ od tamtego czasu zaczęłam pracować dużo mniej. Skupiłam się na uważności, rozpoczęłam pracę nad sobą, zaczęłam zadawać sobie wiele pytań, które okazały się kluczowe i to był moment zwrotny. Ograniczyłam swoje wyjścia służbowe i wycofałam się na rzecz bycia z rodziną. Wiele rzeczy się wówczas przewartościowało.
BWL: A co teraz daje Pani spełnienie na tym innym polu niż prywatne?
KG: Teraz, kiedy mam już dwójkę dzieci, które bezsprzecznie są dla najważniejsze i skupiam na nich swoją uwagę, to mam świadomość tego, że jako kobieta, jako człowiek, ktoś, kto ma coś do powiedzenia, chcę mieć na to czas i chcę się tym zająć. Zawodowo wzięłam sprawy w swoje ręce i napisałam scenariusz, który jest zainspirowany moimi wydarzeniami i myślę, że w przyszłym roku będę mogła wystawić tę sztukę w teatrze. Jest to temat bardzo kobiecy, ponieważ to sztuka o trzech pokoleniach kobiet, czyli coś, co w mojej ocenie jest potrzebne i czego brakuje na polskim rynku. Jestem bardzo dumna z tego projektu.
BWL: A jakie Pani zdaniem są współczesne Polki? Czy wierzy Pani w tzw. solidarność jajników?
KG: Staram się otaczać kobietami, które się wzajemnie wspierają, motywują. Takie kobiety wybieram i takie do siebie dopuszczam. Ale umówmy się, że świat nie jest zero-jedynkowy i jest jeszcze to inne oblicze, ta druga strona, w której się nie lubimy i rywalizujemy. Natomiast mam taki komfort i taką możliwość, że otaczam się wyjątkowymi kobietami. Mocno wierzę jednak w to, że kobiety trzymają się razem, potrafią być solidarne.
BWL: A jaką Pani jest kobietą?
KG: Jestem przykładem kobiety siłaczki, więc takie cechy, jak determinacja, profesjonalizm – można nawet powiedzieć stereotypowo, że typowo męskie – nie są mi obce. Mam wrażenie, że jestem zaprzeczeniem takiej klasycznej kobiecości, chociaż z drugiej strony mam w sobie ogromne pokłady empatii i wrażliwości, ciepła i delikatności. Zadaniowość to taka moja cecha szczególna, zawsze biorę sprawy w swoje ręce, co niestety czasami ma też to swoje złe strony.