Maciej Kurzajewski – dziennikarz sportowy i prezenter radiowo-telewizyjny. Przez wiele lat współtworzył dział sportowy w telewizji TVN, prowadził „Sportowy Express”, emitowany w Telewizji Polskiej oraz był gospodarzem „Sportu” po głównym wydaniu „Wiadomości”. Jego głos znają wszyscy fani skoków narciarskich, które przez wiele lat relacjonował jako prowadzący studio podczas zawodów Pucharu Świata w Skokach Narciarskich i innych imprez związanych z tą dyscypliną. Współprowadził również studio meczowe podczas najważniejszych wydarzeń piłkarskich. Uwielbia sport i chętnie bierze udział w maratonach.
AŁ: Zacznijmy od Pana początków i od roku 1993, kiedy wygrał Pan konkurs na dziennikarzy i prezenterów redakcji sportowej Telewizji Polskiej. Skąd zamysł wzięcia udziału w takim konkursie? Przecież studiował Pan prawo…
MK: Rzeczywiście, wszystko się zgadza. Byłem na początku swoich studiów na Wydziale Prawa. Tym impulsem, który skłonił mnie do tego, by znaleźć w sobie śmiałość i wziąć udział w konkursie, było to, co wydarzyło się we wczesnym dzieciństwie. Otóż mój tato był dziennikarzem. Pracował w lokalnej gazecie, w naszym rodzinnym Kaliszu i zajmował się tematami sportowymi. To on był pierwszą osobą, która zabrała mnie na mecz piłkarski czy wyścig kolarski, to on pokazywał mi sport i o tym sporcie opowiadał. Im bardziej próbujemy na swojej drodze aktywności i pomysłów i im bardziej są one różnorodne, tym lepiej oddziałuje to na nas w naszym dorosłym życiu. Ta pasja do sportu, zaszczepiona przez mojego tatę, została we mnie i trzeba było ją jedynie rozpalić na nowo. Pomyślałem wówczas, że to jest dobry pomysł, aby spróbować swoich sił w konkursie. Już sama ta decyzja i droga, którą przeszedłem na przestrzeni konkursowych etapów, okazała się doskonałym doświadczeniem. Kiedy zostałem wyłoniony już do grona dziesięciu osób, które miały trafić do redakcji na staż, to okazało się, że ten staż wyglądał bardzo poważnie. Mieliśmy szkolenia z najlepszymi specjalistami w dziedzinie telewizji i sportu. To były zajęcia z Bohdanem Tomaszewskim czy Jerzym Mrzygłodem – z ludźmi, których znałem z telewizji i słuchałem z zapartym tchem, a którzy byli dla mnie absolutnymi guru dziennikarstwa sportowego. Kiedy już trafiłem do redakcji, okazało się, że moim opiekunem został Włodzimierz Szaranowicz, więc nie mogłem trafić lepiej.
BWL: Co dał Panu ten konkurs?
MK: Udział w tym konkursie przede wszystkim pokazał mi, że warto wyjść poza sferę własnego komfortu. Uważam, że jeśli wykona się ten pierwszy krok i pójdzie się za ciosem, a co więcej – jeśli robi się od początku coś, w czym człowiek się zakochuje, to trzeba się temu oddać w pełni. Starałem się zebrać w tym czasie jak najwięcej doświadczeń i jak najwięcej się dowiedzieć. Zresztą otoczony przez tak wybitnych fachowców nie mogłem inaczej. To była ogromna przyjemność, która pozwalała mi podążać za marzeniami.
AŁ: Co jest najważniejsze Pana zdaniem w zawodzie dziennikarza?
MK: W zawodzie dziennikarza najważniejsze jest chyba to, by zbierać jak najwięcej doświadczeń. Jeśli nie wykonamy różnych rzeczy, które składają się na warsztat dziennikarski, jeśli nie nabędziemy doświadczenia, to innej linii nie ma, by z pełnym przekonaniem oferować widzom w pełni profesjonalną pracę dziennikarską. Zawsze jest taka obawa, że coś może się wydarzyć. Ale z każdym kolejnym krokiem czy projektem dochodzę do wniosku, że nie ma sytuacji, z której nie znalazłbym wyjścia. Jestem tym łącznikiem między wydarzeniem, a widzem i staram się w sposób jak najbardziej obiektywny relacjonować i wejść również w rolę obserwatora-kibica, pasjonata sportu, by jak najszerzej i możliwie jak najatrakcyjniej to wydarzenie sportowe zrelacjonować. Sport jest emocją, rywalizacją, ale jest również pewnym spostrzeżeniem i widowiskiem, a ja muszę o tym myśleć na każdym kroku. Doświadczenie z pola sportowego to najcenniejszy mój skarb, jeśli chodzi o pracę dziennikarską. Drugą rzeczą jest – rzecz jasna – podbudowa teoretyczna, która jest również nieodzownym elementem pracy dziennikarza. Nie wyobrażam sobie komentowania sportu, bez solidnych fundamentów merytorycznych.
AŁ: Jakie chwile w studio cieszą Pana najmocniej?
MK: Najbardziej cieszą te chwile, kiedy jesteśmy świadkami zwycięstw, radości i wygrywania. Wtedy ta praca zyskuje dodatkowy wymiar, ponieważ będąc blisko takiego wydarzenia i takiego sukcesu, czujemy po prostu dziką radość. Oczywiście ta radość nie może wpłynąć na sposób przekazu, trzeba zachować zimną krew, pokazując jednak w jak najszerszym kontekście to, czego wszyscy doświadczamy.
AŁ: To duża odpowiedzialność, która idzie za tym przekazem…
MK: Tak, przede wszystkim trzeba być świadomym tego, co mówimy. Dlatego zachowanie tej czujności przekazu jest bardzo istotne, bez względu na to, czy jesteśmy świadkami sukcesu, czy spektakularnej porażki. Szczególnie dzisiaj, kiedy wiadomości w świecie rozchodzą się bardzo szybko, a słowa są cytowane. Musimy być podwójne odpowiedzialni za słowa. I kolejne miesiące czy lata pracy w tym zawodzie nas jedynie umacniają w tym przekonaniu i w tej wewnętrznej świadomości, by wspinać się nieustannie na ten mistrzowski poziom. Taką „amunicję”, którą możemy wykorzystać i jej użyć, gromadzimy cały czas. W moim przypadku to już będzie trzydzieści lat doświadczenia przed kamerą.
BWL: A jak poważna i odpowiedzialna rola dziennikarza sportowego przełożyła się na Pana obecność w programach śniadaniowych, rozrywkowych?
AŁ: W redakcjach sportowych przez lata najczęściej pracowałem właśnie przy transmisjach. Byłem zazwyczaj gospodarzem studia, z którego relacje odbywały się na żywo. To jest najlepsza próba telewizyjna, kiedy na bieżąco musimy reagować na wydarzenie czy wypowiedzi eksperta. Sport jest też pewnego rodzaju platformą, która daje nam możliwość rozmowy o życiu, i wiele naszych problemów czy wątpliwości możemy odnieść do sportu i sportem się „posłużyć”, a przecież on sam w sobie ma dobre konotacje. Cały czas jest wyjątkową częścią telewizji, która ma swoich odbiorców, jest atrakcyjny. Natomiast będąc współprowadzącym program śniadaniowy, występuję nieco w roli widza, jestem cały czas głodny życia. Mam nieodpartą potrzebę i ochotę wszystko poznawać. Ta dynamika tematów i różnorodność gości, którzy pojawiają się w studiu, dla mnie samego jako prowadzącego jest czymś niezwykle atrakcyjnym. Rozmawiając z gośćmi programu, zastanawiam się nad tym, jakie pytania zadałby sam widz, będąc ciekawym tego tematu czy człowieka, z którym rozmawiamy. Jest to bardzo wdzięczny format telewizyjny. Zdaję sobie sprawę z tego, że do telewizji śniadaniowej są często wrzucane tematy, między którymi ciężko jest znaleźć pewne połączenie, ale na tym polega uroda tych programów. Dla mnie prowadzenie takiego programu jest wielką frajdą i kiedy wstaję o godzinie piątej rano, to cieszę się, że będę mógł spotkać ludzi, którzy wzbogacą moją wiedzę ogólną, która jest szalenie przydatna i ważna dla osób ciekawych świata. My cały czas musimy być głodni świata, przeżyć i ludzi. Wówczas działamy na najwyższym poziomie profesjonalizmu.
AŁ: To Pana nastawienie jest bardzo ważne i wyczuwalne.
MK: Bardzo dziękuję za te słowa. To nie jest zagrane. To jest coś, co mam w sercu i głowie. Ważne, by swoją iskrę rozpalać w sobie nieustannie. Myśleć szeroko i odważnie, wychodząc poza strefę własnego komfortu.