Właścicielka Farmy NOE w kaszubskiej Lipnicy. Absolwentka wychowania plastycznego na Uniwersytecie Śląskim. Kobieta przedsiębiorcza. W latach 80-tych założyła swoją pierwszą firmę – Malowanie Ręczne na Tkaninach. Następnie kierowała największymi sklepami RTV w Gliwicach. Od prawie 30 lat jest współwłaścicielką firmy Kofax w Cieszynie. Obecnie mieszka na Kaszubach, tworząc jedno z najbardziej klimatycznych miejsc na mapie Polski – Farmę NOE. Pasjonatka rzeczy pięknych, natury i zwierząt. Jej największą dumą i radością są córka Marta (27 lat) i syn Maciej (37 lat). Szczęśliwa posiadaczka 10 koni, 4 kucyków, 4 psów, 8 kotów i 5 kur.
BWL: „Miejsce, gdzie czas płynie odmiennym rytmem, zgodnie z ruchem słońca”, tak czytam na stronie Farmy Noe. Tu zdecydowanie każdy gość znajdzie coś dla siebie, a co najważniejsze złapie oddech i się zrelaksuje.
GM: I takie było nasze – moje i mojej ukochanej córki Marty – założenie od samego początku. Cieszę się, że goście znajdują tu naprawdę to, po co przyjechali: ciszę, relaks, spokój i komfort, którego dzisiaj tak bardzo potrzebujemy. I wszystko to w taki bardzo naturalny, niewymuszony sposób. Chciałam, aby Farma Noe była miejscem, do którego zawsze chce się wrócić. Koncepcja stworzenia tego miejsca była taka, aby mimo standardów hotelowych nie był to stricte obiekt turystyczny, a gościnny dom otwarty. Można zatem przyjechać samemu, z dzieciakami, z całą rodziną, z przyjaciółmi i zwierzakami. Jak do siebie, a jednak z pełną obsługą i naszą gościnnością. Koncept się sprawdza.
BWL: Do najbliższej asfaltowej szosy jest sześć kilometrów. To raj na Kaszubach! Ale początki wcale nie były łatwe, prawda?
GM: Kaszuby są niezwykłą krainą, choć mieszając tu, już wiem, czemu aż tak odrębną. Znalazłam swój skrawek świata w Lipnicy nad jeziorem Luboszko i zapraszam wszystkich do niego. Nazywając to miejsce Farmą Noe, chciałam, aby było to miejsce twojego, drogi gościu, nowego początku, gdzie odnajdziesz harmonię oraz nabierzesz dystansu do świata i wszystkich swoich codziennych zmartwień, ale ma też oddawać mój szacunek i miłość do zwierząt. Mieszkają z nami kury, koty, psy i oczywiście konie i kuce – o czym opowiem za chwilkę. Dom Gościnny czeka na mieszkańców przez cały rok. Bo tu jest pięknie zawsze. Jadalnia jest osobnym i przeszklonym budynkiem, aby goście, jedząc podane przez naszą ekipę dania, mogli jednocześnie podziwiać jezioro, łąki, kaszubskie pagórki. Gdy jest chłodniej, zapraszamy na kanapę przy kominku i kieliszek dobrego wina. Można też wypić kawkę na pomoście, czemu nie…
Nakręca mnie…
Radość, dobre emocje.
Moje ulubione zajęcie…
Relaks na Farmie z moimi gośćmi, zwierzętami i cudną naturą wokół.
Lubię w sobie najbardziej…
Upór i optymizm.
BWL: Miała Pani chwile zwątpienia?
GM: Nie. Mimo że, przyznaję, zadanie nie było łatwe i po drodze, podczas adaptacji i budowy Farmy wiele było wzlotów i upadków, wiedziałam, że wybór był słuszny. Dzisiaj mija pięć lat, od kiedy udało nam się przywrócić to miejsce do życia i otworzyć bramę dla gości… i ma się wrażenie, że byłam tu od zawsze. Ta część Kaszub słynie z suszy, porywistych wiatrów i załamań pogody. Trudno nam było zazielenić to miejsce. Teraz już te rośliny, które pięknie się przyjęły, rosną i cieszą oko. A pracy jest coraz mniej, bo Farma wrosła w otoczenie i rządzi się swoimi prawami.
BWL: Nieruchomość była w opłakanym stanie. Pod Pani skrzydłami rozkwitła i cieszy oko. Ogrom bibelotów, mebli, które dostały drugą szansę, trofeów z udziału w turniejach. Każda rzecz ma swoją historię i każda ma znaczenie…
GM: Bardzo dużą wagę przykładam do detali, drobnostek i może jestem nieco sentymentalna i niepoprawna marzycielka ze mnie – mimo kłód, jakie życie wciąż podkłada nam pod nogi – wynajduję nowe przedmioty, które zdobią Farmę. Człowiek jest wzrokowcem i patrząc na te nasze wszystkie bibeloty, obrazy, rośliny, jesienne dynie i wiosenne dywany żonkili, dzbanki i dzbanuszki, ręcznie malowane kafle i krzesła w jadalni, które dostały nowe życie, chłonie tę atmosferę, zatraca się w Kaszubach i choć na chwilę zapomina o kłopotach! Na tym mi bardzo zależy i tego wszyscy potrzebujemy.
BWL: Niewiele jest w Polsce miejsc, gdzie możemy pograć w polo. Co sprawiło, że zdecydowała się Pani na tę dyscyplinę? Cieszy się zainteresowaniem?
GM: Mamy jedyną w Polsce północnej w pełni wyposażoną arenę do gry w polo. Konie, stajnie, wybieg, karuzelę. Marta jest jedną z dwóch kobiet instruktorek tej dyscypliny w Polsce. Wszystkich instruktorów jest jedynie dziesięciu. Wybór więc był oczywisty. Przyznaję, że rzeczywiście polo nie jest jeszcze tak popularne wśród Polaków. Nieznajomość tej gry sprawia, że wciąż mamy obawy, aby spróbować i czy aby nie jest to sport tylko dla arystokracji. Nie ma dostatecznej promocji, choć grę sprowadził do nas Alfred Potocki jakieś sto lat temu, a środowisko graczy i kluby miłośników polo, choćby Warsaw Polo Club, Buksza czy Żurawno albo Silesia Polo Club, są otwarte dla nowych adeptów. Czas odczarować tę dyscyplinę.
BWL: Tym miejscem jest stadnina na Farmie?
GM: Tak, propagujemy ten sport. Każdy może spróbować i stać się miłośnikiem tej gry. My udzielamy lekcji, wyposażamy graczy we wszelkie narzędzia: piłki, mallety, kaski, stroje i udostępniamy arenę. Nasze konie pochodzą z Argentyny – stolicy tego sportu. Są wytrenowane do polo, zatem dosiadanie jest czystą przyjemnością. One doskonale wiedzą, co mają robić. Gości, którzy już grają w polo, zapraszamy na stick&ball oraz practice na arenie. Nowych – na treningi pod okiem instruktora. Cieszę się, że w Polsce wciąż przybywa klubów, graczy i turniejów związanych z tą dyscypliną. Zdradzę, że przyszłoroczna Cavaliada, we współpracy z nami, odkryje nieco tajemnicy związanej z polo. Zorganizujemy oficjalny pokaz tej gry dla wszystkich uczestników wydarzenia. Ach… te zwroty akcji podczas gry… zobaczycie sami.
BWL: Nie spoczywa Pani na laurach. Zdradzi nam Pani kolejne plany na Farmę Noe? A może rodzi się już nowy pomysł?
GM: Chciałabym czasem spocząć, ale to tylko chwilowe zachcianki, bo zaraz wstaję i działam. Z przyczyn czysto ekonomicznych zastanawiam się nad budową kolejnego domu dla gości. Chętnych jest coraz więcej, a my chcemy ugościć wszystkich. Przyszedł też czas na basen. Ten z myślą o naszych najmłodszych gościach. Czekają na nas też nowe nasadzenia, bo wiosną świat się budzi do życia. A co nowego, zaglądajcie na stronę www.farmanoe.pl. Zapraszam. Kocham Farmę, ale w mojej niespokojnej duszy kiełkuje nowy pomysł. Co powiecie na Farmę w…Toskanii?