Pani Agato, pani debiut błyszczy na księgarnianych półkach chociaż ma pani dopiero 21 lat. Niewątpliwie jest to ogromny sukces. Jak to się zaczęło?
Zaczęło się dość niewinnie, bo od napisania książki dla samej siebie. Byłam w takim momencie swojego życia, że szalał we mnie ogrom emocji, który potrzebowałam z siebie wyrzucić. Z racji tego, że pisanie towarzyszy mi już od dziecka, wydał mi się to najwłaściwszy sposób. Któregoś dnia usiadłam przed laptopem i zaczęłam pisać. O dziwo, nie wyszło z tego krótkie opowiadanie, jak to było dotychczas, ale kilkusetstronicowa powieść. Potem rozpoczął się okres szukania wydawcy. Kiedy moją propozycją wydawniczą zainteresowała się Czwarta Strona, wszystko potoczyło się z górki.
Tak młoda debiutantka na naszym rynku książki to rzadkość. Jaki był pani klucz do sukcesu?
Przede wszystkim systematyczna praca nad tekstami oraz determinacja. Pisanie książek to żmudna praca. Żeby doprowadzić powieść do końca potrzeba kilkuset godzin spędzonych przy komputerze i ogromnego samozaparcia. Równie ciężko jest znaleźć pierwszego wydawcę. Wydaje mi się jednak, że najważniejsze w tym wszystkim jest to, żeby nieustannie doskonalić swoje umiejętności i wierzyć w swoje teksty pomimo krytyki. No i kochać to, co się robi. Mieć pasję, zapał i podchodzić do swojej pracy z entuzjazmem.
Pisze pani dla kobiet. O czym są pani książki? Co chce pani przekazywać czytelniczkom swoją twórczością?
Piszę o codzienności. Czasem rodzinnej i zabawnej, która aż tryska humorem, jak w „Nie zmienił się tylko blond”, a czasem o trudnej i bolesnej. Pisząc debiut chciałam dostarczyć czytelniczkom porządnej dawki uśmiechu, w innej chcę je przestrzec przed pochopnym wchodzeniem w przypadkowe związki. Pomysłów mam wiele, każda stworzona przeze mnie historia jest inna. Wszystkie one mają jednak punkt wspólny: wpisane są w nie optymizm i nadzieja. Lubię powiedzenie, że nie ma takiego problemu, którego człowiek nie mógłby rozwiązać i staram się wplatać je do moich utworów, chociaż pod różną postacią.
Pani życie wydaje się być pełne literatury. Jak rodziła się ta pasja?
Moja miłość do książek kształtowała się już od najmłodszych lat. W moim domu od zawsze pielęgnowało się kulturę czytania. Bardzo dużo czytali mi moi rodzice, w szkole trafiałam pod skrzydła świetnych polonistów. Już będąc dzieckiem pisałam i rysowałam pierwsze książeczki, a jako nastolatka zaczęłam tworzyć wiersze i opowiadania. To właśnie wtedy pojawiły się pierwsze konkursy literackie i nagrody. Finalnie przyszedł czas na pisanie powieści. One są taką moją wisienką na torcie.
Na co dzień studiuje pani psychologię na Uniwersytecie Gdańskim, recenzuje książki dla kilkunastu wydawnictw, a do tego znajduje pani czas na pisanie, co również jest bardzo czasochłonne. Jak udaje się pani to wszystko połączyć?
Wszystkie te zajęcia, to przede wszystkim moje pasje. Wydaje mi się, że kluczem do łączenia tych elementów jest to, że widzę w nich sens i podchodzę do nich z entuzjazmem oraz zapałem. Uwielbiam pisać, ale lubię też moje studia, chociaż przyznaję, są w ciągu roku momenty, w których poświęcam się bardziej jednemu, lub drugiemu zajęciu. A recenzowanie? To moja odskocznia. Każdy potrzebuje odpoczynku i czasu dla siebie, a mnie najbardziej relaksuje dobra książka.